
Ponad miesiąc trwają już wiosenne rozgrywki Ekstraklasy, ale niektórzy już są przemęczeni. W minionej kolejce doświadczyliśmy niesamowitych scen - nie spodziewaliśmy się, że w profesjonalnym futbolu można tak łatwo oddać zwycięstwo w doliczonym czasie gry i wypuścić z rąk prowadzenie tracąc później aż trzy gole. Zatrważające, że niektórzy zawodnicy zapomnieli o kompletnych podstawach gry w piłkę. Cóż, to jest Ekstraklasa i czasami naprawdę trudno ją zrozumieć. Oto antyjedenastka 28. kolejki.

Jan Mucha (Bruk-Bet Termalica)
Konkurencja w składzie zaczyna się już od bramki. Zarówno Jan Mucha, jak i Dawid Pietrzkiewicz dali nam wyraźny sygnał do znalezienia się w naszym zestawieniu, jednak szalę przechylił Słowak. Głównie tym, że równie dobrze można było powiesić w jego miejsce ręcznik i nikt by się nie zorientował. Zawinił przy drugim, trzecim i czwartym golu Pogoni. Szkoda dla "Słoników", bo była szansa na złapanie kontaktu z bezpieczną strefą.

Michał Nalepa (Lechia Gdańsk)
Wrócił do pierwszego składu gdańszczan i chyba był to jednorazowy wyskok. Przy pierwszym golu dla Lecha w ogóle nie skupił się na obronie i to jeszcze można było mu wybaczyć. Scena sprzed bramki na 2:0 to istna tragedia. Najpierw złamał linię spalonego, a po zagraniu ruszył w pogoń za Gytkjaerem... i pogłoski mówią, że dalej biegnie. Zawodnicy Lechii są okropnie przygotowani pod względem fizycznym.

Michal Marcjanik (Arka Gdynia)
Został ośmieszony przez Sheridana przy trzeciej bramce dla Jagiellonii. Nie można tak zostawić osamotnionego napastnika z drużyny rywali, kiedy dosłownie kilkadziesiąt sekund temu straciło się bramkę na 2:2 (przy której również - w pewnym stopniu - zawinił nasz bohater).