Rozmowa z twórcami ukazującego się od lipca 2004 roku, miesięcznika internetowego, poświęconego krytyce kultury „verte” - KAROLEM ZAMOJSKIM, EMILIĄ WALCZAK I TOMASZEM KOJDEREM.
<!** Image 2 align=right alt="Image 58828" sub="Fot. Dariusz Bloch">Jakie były Wasze oczekiwania względem „verte” trzy lata temu, gdy narodziła się ta inicjatywa?
Emilia Walczak: Nie miałam żadnych oczekiwań, myślałam tylko, że będzie to miało jakąś rację bytu, chciałam po prostu, żeby ludzie nas czytali.
Karol Zamojski: Chciałem stworzyć środowisko, a raczej pewną grupę ludzi myślących w określonej perspektywie.
Tomasz Kojder: W moim przypadku współpraca z Emilią i Karolem wyszła dość spontanicznie, oni oboje mieli ideę, którą ja wprowadziłem w życie, jako projektant strony.
Spróbujcie zatem skonfrontować oczekiwania z tym, co dzieje się z „verte” teraz, po trzech latach obecności w sieci...
E.W.: Jestem przekonana, że idzie ku lepszemu, na „verte” publikują ludzie z całego kraju. Oczywiście nie wszystkie nadsyłane teksty zamieszczamy, ponieważ nie wszystkie materiały pasują do linii programowej pisma.
A jaka jest ta linia?
K.Z.: Zależy nam na tym, żeby myśleć krytycznie o kulturze, trudno mówić o konkretnej tematyce, która by się tu pojawiała. Raczej chcemy tworzyć perspektywy rozumienia kultury. To że od jakiegoś czasu funkcjonuje na „verte” dział rekomendacji, jest dowodem na to, że wytwarza się perspektywa w gronie redakcyjnym, która pozwala pewne artefakty traktować jako ważne i je rekomendować. A to, że z reguły jest to w opozycji do rekomendacji zbiorowych to już inna sprawa.
Do jak dużego grona docierają Wasze teksty?
T.K.: Bardzo trudno to zmierzyć. Pewna część osób odwiedza „verte” przez pomyłkę. Np. licealiści, przygotowujący referaty z biologii, trafiają na opowiadanie „Glisty ludzkie” Kacpra Podrygajło, co swoją drogą może dawać ciekawe rezultaty. Tak więc statystyki odwiedzin nie są miarodajne, ale myślę, że faktycznie czyta nas parę tysięcy osób.
Czy zarzuca się Wam, że teksty są nieprzystępne i niezrozumiałe?
E.W.: Do mnie nikt nigdy nie napisał, że czegoś nie rozumie, lub ma z tym problem. Przeciwnie, jakiś czas temu dostałam kilka maili wyrażających zadowolenie, że na „verte” napisano np. o totalnie nieopisanym i pominiętym, nie wiedzieć czemu, filmie „Mamma Roma” Pasoliniego, albo o zapomnianym, a jakże ważnym Wojciechu Wiszniewskim. Myślę więc, że to wszystko ma sens.
Czy są już pomysły na nowości, wzbogacające ofertę „verte”?
E.W.: Ostatnio otworzyliśmy nowy dział CYBERIA, poświęcony grom komputerowym... Osobiście chciałabym, żeby Kinga Dunin napisała dla nas jakiś felieton. To by było coś!
<!** reklama left>K.Z.: Zaczęliśmy także organizować seminaria. Są one kolejnym etapem w rozwoju „verte”. Niedawno odbyło się trzecie z kolei, pod hasłem „Przestrzenie krytyki kultury”, a wszystko dzięki uprzejmości WSG. Mamy tutaj Pracownię Kultury Współczesnej, która jest wydawcą „verte”. Chciałbym podziękować WSG, jeszcze nie było takiej inicjatywy, której WSG nie chciałaby poprzeć.
Czy myślicie o tym, że możliwe będzie kiedyś czerpanie korzyści materialnych z prowadzenia „verte”? Bo na razie to raczej przedsięwzięcie non profit...
E.W.: Dla mnie pieniądze nie są celem. Możliwość pisania na „verte” jest samo w sobie nagrodą.
K.Z.: Wydawanie „verte” jest efektem woli , a nie możliwości finansowych, dlatego nie chcielibyśmy spalić tego jakimś kiepskim pomysłem na czerpanie finansowych korzyści. Kiedy „verte” osiągnie pełną prędkość, wówczas pomysł na finansowanie wydawnictwa będzie również dojrzały.
Jesteście hermetyczną grupą ?
K.Z.: Nie jesteśmy łatwi i nie chcemy być. Ale jesteśmy otwarci na wszystkich, którzy chcą myśleć, nawet w zupełnie inny sposób niż my, o tym, co ważne i trudne.
E.W.: Jesteśmy jak najbardziej otwarci. Nie chcemy jednak przypadkowych osób, które kompletnie nie będą zainteresowane tym, co dzieje się na tych spotkaniach. Chodzi o aktywne uczestnictwo, o „burzę mózgów”!
„Verte” powstało w Bydgoszczy, czyli w miejscu, w którym niestety, wciąż nie dzieje się zbyt wiele...
K.Z.: Bydgoszcz jest ponowoczesną ironistką, która uwodzi i odrzuca zarazem. Mieszkać w niej nie sposób, a opuścić jeszcze trudniej. Ale uważam, że udało nam się stworzyć zaczątek środowiska „verte” i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby dać mu szansę...
Na „verte” pojawiają się również tematy polityczne...
T.K.: To prawda. Ja sam od czasu do czasu uprawiam satyrę polityczną. Ale nie robię tego dlatego, że liczę na to, że politycy dzięki temu zmądrzeją. Chodzi mi raczej o danie poczucia ludziom, którzy myślą tak samo jak ja, że nie są odosob- nieni.