[break]
- Powiedziałem „dość”, kiedy wpisy w internecie pana S. zaczęły dotyczyć seksualności. A już teksty o tym, że zostałem wyrzucony z UKW za nieobyczajne czyny wobec studentek, przelały czarę goryczy. Uczelnię opuściłem, bo nie zrobiłem habilitacji w wymaganym okresie 8 lat. Dlatego wkroczyłem na drogę sądową - mówi Dariusz Tomasz Lebioda, poeta, krytyk i prezes oddziału bydgosko-toruńskiego Związku Literatów Polskich, autor bloga Dziennik Ornitologa.
Na tymże blogu, w grudniu ubiegłego roku, umieścił recenzję tomiku wierszy Krzysztofa S., toruńskiego poety, zatytułowaną „Uwaga, grafomania!!!” i otagował hasłami „ludzie, patologie”. Pod recenzją doczekał się imiennych komentarzy torunianina. Czytamy w nich np., że bydgoszczanin to „molestant seksualny”, „handlarz statuetek za 350 euro”, a torunianin bierze w obronę oszukane kobiety.
- Nie wstydzę się tego, co napisałem. Kobiety obiecały mi, że w razie potrzeby będą zeznawać w sądzie. Zresztą, wzięły już prawników. Proceder polegał na wyszukiwaniu przez pana Lebiodę poetek w Belgii i Holandii, oferowaniu im (odpłatnie) statuetek, goszczenie się u nich i nie tylko - twierdzi Krzysztof S. - To obrzydliwe insynuacje - odpowiada Dariusz Tomasz Lebioda! - ZLP jest po prostu niezamożną instytucją i na statuetki szuka sponsorów. Czasem laureat sam deklarował, że koszty opłaci.
Co ciekawe, obaj poeci jeszcze niedawno się kolegowali. Na zdjęciach z sierpnia 2015 r. , dostępnych na portalu społecznościowym, pozują razem. Uśmiechnięci, z kieliszkami w rękach, w towarzystwie pięknych pań...
Sprawa o zniesławienie (art. 212 k.k.) trafiła do Sądu Rejonowego w Toruniu. Termin pierwszej rozprawy, ugodowej, wyznaczono na 26 kwietnia. - Ale ja ugody nie chcę - zapowiada z góry Dariusz Tomasz Lebioda.
Z dziennika poety
W recenzji „Uwaga, grafomania!!!” Dariusza Tomasza Lebiodę poruszył do żywego fakt, że toruńskie wydawnictwo Algo wydało tomik pana S. w tej samej serii, co utwory najwybitniejszych: Norwida, Leśmiana, Baczyńskiego...
- Jestem zbulwersowany zachowaniem toruńskiego wydawnictwa i samego S., który bez żenady ustawił się w ciągu najwybitniejszych polskich poetów dla określonych korzyści. Spotkałem go w Inowrocławiu, gdzie przyjechał na niewielki zlot autorów emigracyjnych, wraz ze swoją partnerką życiową, malującą obrazki na poziomie amatorskim, zachody słońca, maki na polach i naśladowania słoneczników Van Gogha. S. najczęściej występuje na scenie placówek, gdzie wystawia swoje malowanki jego przyjaciółka i mamy wtedy do czynienia z duetem typu dwa w jednym - pisze w recenzji Dariusz Tomasz Lebioda.
Jak widać, nie stroni od wątków prywatnych. Dalej rozprawia się też z działalnością pozapoetycką Krzysztofa S. Pisze:
- S. używa książki wydanej przez toruńskie wydawnictwo, by wkradać się do różnych gremiów, brać udział w imprezach, szczególnie emigracyjnych, gdzie też intryguje na potęgę (sam tego zaznałem). Jakie to robi wrażenie, gdy do Belgii albo Holandii przyjeżdża poeta, którego liryki wydano w tej samej serii, co Norwida, Krasińskiego i Leśmiana...
Pod tą recenzją Krzysztof S., poeta toruński, mogąc czuć się wyjątkowo dotkniętym, umieścił komentarze. Widnieją na blogu do dziś, „w celach procesowych”, jak to określa Dariusz Lebioda.
Z komentarza poety
Jeden z komentarzy brzmi tak: „DARIUSZ LEBIODA - znany od dawna cyniczny oszust, molestant seksualny, handlarz statuetkami napisał o mnie tyradę pseudo literacką. Nie jestem odosobnionym przypadkiem, bo robi to od zawsze z innymi i przegrywa sprawy w sądach ! Pisze jak umie. Czy z zazdrości czy z innych powodów, nie wiem. Ale to jego zbójeckie prawo… i tylko dlatego, że odmówiłem - jak jeszcze cztery osoby w Toruniu i trzy w Brukseli - KUPNA jednej z trzech jego statuetek za 350 euro i… wstąpienia do tzw. ZLP - inni płacą nawet więcej. Proponował mi to w październiku 2015 (mam korespondencję i świadków) pod warunkiem, że wydrukuje mi tomik, za który miałbym mu zapłacić !” (pisownia oryginalna).