Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obiecując cudowne uzdrowienie, drenują nasze kieszenie

Katarzyna Kabacińska
Konia z rzędem temu, kto nie otrzymał telefonicznej propozycji kupna jakiegoś produktu w atrakcyjnej cenie. A że tym, czego pragniemy najbardziej, jest zdrowie, mnożą się oferty z jedynym panaceum.

Konia z rzędem temu, kto nie otrzymał telefonicznej propozycji kupna jakiegoś produktu w atrakcyjnej cenie. A że tym, czego pragniemy najbardziej, jest zdrowie, mnożą się oferty z jedynym panaceum.

Pani Jola ma wrażenie, że jej numer jest w bazie danych wszystkich domokrążców świata! W minionym roku telefon dzwonił kilkadziesiąt(!) razy mamiąc a to garnkami, do których dorzucano spotkanie ze znanym kucharzem na okrasę, a to badaniami ciśnienia superaparatem. Kiedy indziej prozdrowotna pościel walczyła z ofertą nauki języka obcego lub z naświetleniami, kojącymi ból. Ale ten telefon był inny od wszystkich...

<!** reklama>

Niechciana wygrana

„Czy zechce pani powiedzieć, który z posiłków jest najważniejszy?” - zapytał miły głos w słuchawce. „Śniadanie” - wymsknęło się biegłej w temacie pani Joli. „Gratulujemy, wygrała pani nagrodę gwarantowaną” - dotarło do niej, jak i to, że odbiór nieoczekiwanego trofeum odbędzie się na spotkaniu, o którym zostanie powiadomiona. Została, owszem, ale gdy - trochę na odczepnego - podziękowała, bo godzina jej nie odpowiada, zaczęły się pertraktacje. Koniec końców dopasowano się do niej i niezręcznie było się wycofać. Zła na siebie pani Jola sięgnęła więc po zaproszenie, by tym razem dokładnie je przeczytać.

Stan czujności

Lektura wzbudziła w niej czujność. „Inne firmy przeznaczają miliony na reklamy telewizyjne. My chcemy te pieniądze w formie nagród, przekazać Państwu. W miłej atmosferze spotkania, na którym wręczymy nagrodę, zaprezentujemy nowości naszej firmy” - przeczytała i ostatni passus upewnił ją, że dobroczyńcy będą chcieli coś sprzedać. Świadomość, że jest pionkiem na rynkowej szachownicy walczyła w pani Joli z ciekawością, co to za nagroda. I jak, czego była pewna, trzeba będzie za nią ostatecznie zapłacić? Przeważyła ciekawość.

Etyka inaczej

Panią prelegentkę przedstawiono jako położną i...etyczkę. Pani Jola rażona taką jawną socjotechniką aż podskoczyła na krześle, ale pozostałe osoby, grubo od niej starsze, siedziały niewzruszone. Za chwilę wszystkie zgodnie wtórowały etycznej prelegentce, która - z wyraźnym darem nawiązywania ciepłych relacji - malowała smutę pacjenta. „Po wypisaniu recepty, gdzie idziemy, no, oczywiście do a...” - tu następowało zawieszenie głosu i chór dopowiadał: „do apteki”. Nim wielokrotnie powtórzono ten przedszkolny zabieg, pani położna współczuła chorym, którzy płacą za recepty po 500 zł miesięcznie. Ale jeśli zadbają o siebie, nie będą musieli!

Bohaterski aparat

Mylił się jednak ten, kto sądził, że mowa o spacerach, gimnastyce czy pływaniu. Przedstawiono prawdziwego bohatera spotkania - miniMedic. „To rodzaj skanera do diagnostyki termoregulacyjnej TRD, która polega na pomiarze emitowanej przez organizm człowieka fali elektromagnetycznej IR-A za pomocą czujnika podczerwieni” - starała się wytłumaczyć prelegentka, ale stopień skomplikowania materii kazał jej skupić się na tym, że aparat jest bezpieczny, prosty w obsłudze i można go stosować w domu. „Tylko po co?” - głowiła się pani Jola, która z wykładu zrozumiała, że diagnostyka TRD służy profilaktyce, pozwalając lekarzowi wykryć z wyprzedzeniem zmiany chorobowe zachodzące w organizmie.

<!** reklama>

Trafiony, kupiony!

Tymczasem pani położna obrazowo demonstrowała siłę terapeutyczną miniMedic. Pokazywała, gdzie przyłożyć aparacik przy chorej tarczycy czy kręgosłupie, gdzie w razie przerostu prostaty czy nietrzymania moczu. Bo okazało się, że propagowany i dystrybuowany przez firmy Novum AG Grzechnik S.j. i Henex Poland Trade aparat pomaga na wszystko! Tak to zachwyciło siedzącą z przodu panią Krystynę, że postawą prymuski zasłużyła na zabieg po prelekcji. Ale to nie ona aparat kupiła, tylko jakiś pan dla żony. Jako jedyny, choć miniMedic „wyjątkowo, tylko w Bydgoszczy” (pani Jola odkryła, że każde z odwiedzanych miast miało to „szczęście”!) był ok. 2 tys. tańszy i kosztował 3900 zł.

Wykorzystanie snu o Sanie

Inni musieli być hojniejsi, bo prelegentka skarciła bydgoszczan, że nie chcą się leczyć... Ale rozdała „gwarantowane nagrody” i był to tydzień nad Sanem. „W konkurencyjnej cenie 330 zł od osoby” - brzmiała zachęta z dyskretnym pominięciem braku wyżywienia. Wystarczyło jednak zadzwonić do bieszczadzkiego ośrodka The Willows, by dowiedzieć się, że szary obywatel może tam 7 dni spędzić za ok. 260 zł. Bez jedzenia i bez łaski! Pani Jola nie była zaskoczona, ale jej sąsiad ze spotkania - owszem, choć już po rozdaniu formularzy nie dowierzał, że wczasy są nagrodą... Dobrze więc, by do animatorów takich zdarzeń dotarło, że wysoce nieetyczne sztuczki obniżają wiarygodność ich medycznych przekazów, nawet jeśli leczenia podczerwienią nie wyssano z palca! Inaczej wszyscy pójdą za panią Jolą, co wolała „dać piątaka na Owsiaka” grającego dla seniorów, niż nabijać kabzę tych, którzy pod pozorem pomocy starym i chorym nachalnie walczą o swój interes.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!