Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kuchenka w worku

Włodzimierz Szczepański
W pomieszczeniu stoi nowa kuchenka gazowa. Jej właścicielka nie ma umowy kupna, gwarancji, kontaktu do instalatora. Jedyne, co wie, to to, że wkrótce będzie płacić raty.

W pomieszczeniu stoi nowa kuchenka gazowa. Jej właścicielka nie ma umowy kupna, gwarancji, kontaktu do instalatora. Jedyne, co wie, to to, że wkrótce będzie płacić raty.

<!** Image 3 align=none alt="Image 186563" sub="Pani Renata Wika nie wie, kto sprzedał jej mamie kuchenkę / Fot.: Tymon Markowski">- Zadzwonił do drzwi mieszkania mojej mamy. Przedstawił się, że jest z gazowni. Poinformował, że kuchenka gazowa jest już stara i trzeba ją wymienić - opowiada Renata Wika, córka poszkodowanej.

Mieszkanka Błonia wpuściła do domu nieznajomego. Okazał się „fachowcem” wysokiej klasy. Zapewnił wystraszoną kobietę, że wszystko za nią załatwi. Nawet raty będą niskie. Po chwili ekipa wniosła kuchenkę gazową.

- Nieznajomy poprosił o numer telefonu mamy. Po chwili telefon zadzwonił. Rozmówca przedstawił się, że jest z banku. Spytał, czy mama wyraża zgodę na zakup gazówki. Mama potwierdziła - dodaje.

Ani gwarancji, ani odbioru...

Jedno pismo, jakie istnieje, to odręczna zgoda kobiety na montaż gazówki. - Nie ma gwarancji na kuchenkę ani odbioru jej przyłączenia. Oczywiście sprzedawca nie zostawił numeru telefonu do siebie - mówi zdenerwowana kobieta.

<!** reklama>

Córka poszkodowanej zaczęła szukać handlowca. Zadzwoniła do bydgoskiej gazowni. - Tam usłyszałam, że w lutym zgłosiły się do nich podobnie poszkodowane osoby. Jednak ze sprzedażą kuchenki zakład nie ma nic wspólnego. Nawet im nie wolno składać takich propozycji odbiorcom gazu - opowiada.

Kogo szukać?

Zgłosiła się na policję. Jednak i tam została odesłana z kwitkiem.

- Odmówili, bo nie ma kogo szukać. Facet wcisnął mamie kuchenkę. Jak usłyszała, ma zapłacić 1700 złotych, dwa razy drożej niż w sklepie. A policjant mnie uprzedził, ze to może być i 2,5 tys. złotych - mówi Renata Wika.

Teraz panie czekają na pismo z banku, a córka staruszki już wyczytała na forum osób opisujących podobne zdarzenia, że dokumenty bankowe dostarczane są w ostatniej chwili, gdy już nie ma szans na zerwanie umowy.

Policjanci przestrzegają, że w tym przypadku trudno będzie dowieść oszustwa. - Umowa zawarta została dobrowolnie. To działania na granicy prawa - twierdzi jeden z funkcjonariuszy.

Tymczasem zgodnie z prawem, oszustwo to przestępstwo, polegające na doprowadzeniu innej osoby do niekorzystnego rozporządzenia mieniem przez „wprowadzenie jej w błąd lub wykorzystania niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej”.

W pierwszych dwóch miesiącach ubiegłego roku bydgoscy policjanci otrzymali zgłoszenia o 46 oszustwach, w tym roku - 76. Na pocieszenie pozostaje fakt, że coraz więcej naciągaczy wpada w ręce policji (do 94 proc.).

Najczęstszym sposobem oszukiwania starszych osób jest tzw. metoda na wnuczka. Przestępca przedstawia się swojej ofierze jako jej bliski. Przekonuje, że potrzebuje pieniędzy np. na zakup auta.

Niekiedy oferują pomoc w załatwieniu leczenia czy też wyjazdu rehabilitacyjnego.

- Zawsze uprzedzamy osoby starsze, żeby nie korzystały z usług domokrążców, gdy nie wiedzą, czy firma jest rzetelna. Radzimy nie wpłacać pieniędzy przed uzyskaniem zamówionego towaru. Najlepszą formą umowy jest umowa pisemna. Nawet, gdy nie będziemy zadowoleni, można dochodzić swoich praw na drodze sądowej - radzi Maciej Daszkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!