Fatalna atmosfera, mobbing, biurokracja i zamordyzm to tylko niektóre z problemów, które występują w Urzędzie Miasta Bydgoszczy - mówią pracownicy.
Niedawno pisaliśmy o kłopotach pani Ewy, ratuszowego gońca, która usiłuje pogodzić pracę z wychowywaniem chorego syna. Nie może - jak twierdzi - przez złą organizację pracy i celowe wysyłanie jej do obsługi rejonów położonych z dala od jej miejsca zamieszkania. Ponad sto komentarzy, liczne maile i telefony pokazują, że problem działu gońców jest tylko jednym z wielu, które występują w ratuszu.
<!** reklama>
- Dobrze, że „Express” dotknął problemu kiepskich warunków pracy w tej instytucji. Pewnie taki zamordyzm i postawa „nie podoba się, to sp.... - będą inni” nie są odosobnione w czasach wysokiego bezrobocia, ale dobrze, że jednak nie ma na to przyzwolenia - pisze jeden z urzędników.
- Atmosfera w większości wydziałów jest beznadziejna. A powód jest banalny - gdy ktoś walczył o swoje prawa, awans, podwyżkę i w końcu dzięki rzetelnej, sumiennej pracy mu się udało, to „bolki” typu średnie kierownictwo nie mogą tego przełknąć. Taka osoba zrobi wówczas wszystko, aby utrudnić ci życie i tak powstaje problem mobbingu - komentuje sytuację pani Ewy jeden z naszych Czytelników.
Problem nie dotyczy tylko szeregowych pracowników. Informacje płynące z ratusza mówią o tym, że nawet kierownictwo sfrustrowane jest biurokracją w urzędzie. - Panuje nieufność, na wszystko musi być kwit, pieczątka, podpis i zgoda. Samodzielności nie ma żadnej, stąd wiele spraw przedłuża się - proces decyzyjny jest bardzo długi - mówi pracownik ratusza.
W ratuszu głośno jest o poniedziałkowych kolegiach prezydenckich (zwanych tam przesłuchaniami), na których szefowie wydziałów składają raporty ze swoich dokonań. Petent, który chciałby spotkać się z dyrektorem w poniedziałek, od razu może wizytę przełożyć - szefowie nie mają dla nikogo czasu.
Tymczasem Związek Zawodowy Pracowników Administracji Samorządowej, który zrzesza niemal połowę pracowników ratusza, zaczął ponownie badać sprawę mobbingu. - Ankiety rozdaliśmy w trzech wydziałach, które ostatnio wypadły najgorzej. Chcemy sprawdzić, czy ta sytuacja nadal ma miejsce - stwierdza Andrzej Woźniak, szef związku.
Ostatnie ankietowanie zakończyło się fatalnie dla szefa USC Sławomira Wołoszyna, który musiał rozstać się ze stanowiskiem.
Rzecznik prezydenta Marta Stachowiak nie chce komentować tych opinii. - Każdy pracownik UMB może anonimowo zgłosić poprzez związki zawodowe (w urzędzie działają trzy - przyp. red.) przypadki niewłaściwych zachowań. Każdy taki przypadek jest badany i analizowany, i wyciągane są konsekwencje służbowe łącznie z odwołaniem z zajmowanego stanowiska - zapewnia rzecznik.