Zanim wyjdziesz z domu, dwa razy zastanów się, czy nie powinieneś wcześniej skorzystaćz łazienki. Kiedy cię przyciśnie, znalezienie toalety „na mieście” graniczy z cudem.
<!** Image 2 align=right alt="Image 16484" >Obskurny szalet na dworcu głównym PKP kusi tylko najbardziej zdesperowanych. Odrapane drzwi, po kolorze kafelków nie można poznać, kiedy były myte. Za skorzystanie z „przyjemności” trzeba zapłacić aż 1,5 zł. - Halo, halo, stop! Płatne przed wejściem - srogim głosem zatrzymuje mnie męski odpowiednik „babci klozetowej”. Płacę w ostatniej chwili, przestępując z nogi na nogę. Nie mam wyboru - najbliższa okazja na kulturalne załatwienie potrzeby zdarzy się dopiero na placu Piastowskim lub drugim końcu ul. Dworcowej.
Sprint za potrzebą
- W Bydgoszczy mamy tylko siedem publicznych szaletów - przyznaje Janusz Bordewicz, zastępca dyrektora Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Urzędu Miasta. - W centrum są cztery: przy placu Wolności, Piastowskim, przy ulicy Pod Blankami i w parku przy alei Mickiewicza, niedaleko Teatru Polskiego. Nie przynoszą zysku, miasto dopłaca do nich rocznie ponad 100 tysięcy złotych. To fakt, jest ich mało, ale sytuację jakoś ratują ubikacje w sklepach i kawiarniach - wyjaśnia.
Z życzliwością lokali bywa różnie. By znaleźć ubikację, musiałem przejść całą Dworcową. - Toaleta tylko dla klientów - usłyszałem w jednej z pizzerii. W popularnym „Ambarze” toalety nie ma. Kawiarnia „Zielona” - zamknięta. Ratuję się ubikacją w kawiarni „Biała”. Jeśli chcemy uniknąć nieprzychylnych spojrzeń obsługi, trzeba zacisnąć zęby i dobiec do podziemnego szaletu przy placu Wolności. Anonimowa ręka, która wysuwa się z okienka na wysokości pasa, skasuje za to złotówkę. Jeśli ruszę w kierunku Starego Rynku, najbliższą toaletę znajdę przy ulicy Pod Blankami.
Strażnicy nie boją się nagości
- Za zanieczyszczanie miejsca publicznego można nałożyć 50 złotych mandatu. Sąd może nałożyć grzywnę nawet do 500 - tłumaczy Arkadiusz Bereszyński, rzecznik prasowy Straży Miejskiej. Jeśli dodamy do tego zgorszenie, jakie publiczne zalatwianie potrzeby może wywołać, mandat rośnie do 150. - By to stwierdzić, musimy mieć relację osoby zgorszonej. Według regulaminu nie może być nią strażnik miejski - zastrzega.
Miejskich szaletów nie będzie więcej. - Wbrew pozorom ich wybudowanie jest dość kosztowne - wyjaśnia dyrektor Bordewicz. Na szczęście, do dyspozycji bydgoszczan zawsze pozostają restauracje McDonald’s -tu nikt krzywo nie patrzy na człowieka w nagłej potrzebie.