<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >Cieszę się z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie odbierania mandatów za spóźnione oświadczenia majątkowe. Wcale nie z sympatii dla Hanny Gronkiewicz-Waltz, która dziś triumfuje, ale w całej tej historii też się ośmieszyła. Wcale nie z antypatii do PiS, którego politycy z wielkim trudem i jeszcze większą hipokryzją udawali, że możliwość choćby tymczasowego odbicia Platformie warszawskiego ratusza nie sprawia im dzikiej wprost satysfakcji. I nawet nie dlatego, że w końcu cała ta awantura wreszcie zmierza do końca.
Cieszę się, bo z moim pomorskim, zorgownym podejściem, wcale mi się nie uśmiechała perspektywa wydania kilkunastu milionów złotych, by na nowo wybrać 765 spóźnialskich radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów. Zgoda, demokracja kosztuje, ale to nie powód, żeby miała kosztować za dużo i żeby pieniądze wydawać głupio. Wybory nie zmieniłyby niczego, a już na pewno nie zmieniłyby sytuacji w Warszawie. Wyniki najbardziej prestiżowego pojedynku można obstawiać w ciemno. Kto mógłby zagrozić HGW teraz, gdy nawet Kazimierz Marcinkiewicz znalazł sobie robotę w Anglii? Kto, Wojciech Wierzejski z LPR, któremu kandydat komitetu Gamoniów i Krasnoludków złoił skórę z wiele lepszym wynikiem?
<!** reklama right>Nikt mnie nie przekona, że zaskarżone do TK przepisy miały coś wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Nie jest normalne, że np. prezydent, który oświadcza, że w nosie ma zasadę majątkowej przejrzystości i odmawia złożenia oświadczenia, karany jest odebraniem mandatu, a prezydent, który jedynie spóźnia się dwa dni z oświadczeniem - karany jest dokładnie tak samo. I oczywiście można się cieszyć, że TK punktuje złe, niespójne prawo, gdyby nie to, że przez parlamentarną maszynkę przechodzi mnóstwo podobnych bubli prawnych.