<!** Image 2 align=none alt="Image 206261" sub="Odnowiony bulwar w okolicy mostu Królowej Jadwigi [Fot. Tomasz Czachorowski]"><!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >Dawno temu, gdy miałem 20 lat, często odwiedzałem kolegę ze szkolnej ławki, który szybko się ożenił i rozmnożył. Ponieważ nie uprawiano wtedy w Polsce polityki prorodzinnej, wcześnie ożenieni i rozmnożeni brzytwy się chwytali, wynajmując kąty w różnych dziwnych miejscach.
Nie to co dzisiaj, nieprawdaż? Mój druh ze swą małżonką i świeżo zmajstrowanym księciem Walii znaleźli przytulisko w domku gospodarczym w Brdyujściu. Latem i jesienią trudno było w tej norce wytrzymać, nawet gościowi wpadającemu z krótką wizytą. Za to wiosną i latem - istny raj! Nie w samej norce oczywista, lecz wokół.
<!** reklama>Na piwo chodziliśmy w bezsprzecznie magiczne miejsce. To były pozostałości po jakieś uroczej knajpce, która przycupnęła na wysokim brzegu Brdy i stromym tarasem, porośniętym drzewkami owocowymi, schodziła do wody. W czasach, gdy tam popasałem, knajpka była już tylko bladym cieniem restauracji. Poza piwem obsługa oferowała niewiele. Ale widok z góry na rzekę, nawet przez zdziczałe drzewka, zapierał dech w piersiach. Parę lat później zawędrowałem w tę okolicę po dłuższej przerwie. Niestety, nic nie odnalazłem z wcześniejszych klimatów.
Piwno-estetyczne uczty w Brdyujściu przypomniały mi się ostatnio podczas lektury artykułu o planach rozwoju Bydgoszczy. Autorka odwiedziła Miejską Pracownię Urbanistyczną. Dyrektorka pracowni rozwinęła przed dziennikarką wizję rozwoju miasta - przede wszystkim ze wschodu na zachód, wzdłuż linii rzeki. Oto fragment artykułu, który podziałał na moją wyobraźnię: „Nad brzegami Brdy mają powstać alejki spacerowe, łączące centrum miasta z Fordonem. - Przewidujemy stałe połączenie drogą wodną Fordonu z Wyspą Młyńską - mówi Anna Rembowicz-Dziekciowska (dyrektorka MPU - przyp. J.R.)”.
Rozumiem, że taki statek, czy może solarny tramwaj wodny, byłby dużą atrakcją dla turystów. Tubylca mniej to interesuje. Nie wyobrażam sobie, bym jako dziadek miał zabierać wnuki w dwugodzinny rejs po rzece. One by się nudziły, ja zaś skręcałbym się z nerwów, czy nie wypadną za burtę. Za to spacer wyremontowanym i wysprzątanym bulwarem - jak najbardziej. Warto tylko zwrócić uwagę na fakt, że odcinek pomiędzy Wyspą Młyńska a ujściem Brdy do Wisły liczy kilkanaście kilometrów. Powiedzmy, że zabieram wnuka, zawożę go autem do śródmieścia i ruszamy bulwarem w stronę Fordonu. Idziemy dwa kilometry, mały zaczyna marudzić, że go nogi bolą. Biorę go na barana i idziemy kolejny kilometr. A potem trzeba wrócić...
Zmierzam do dość oczywistej refleksji, że sam bulwar, nawet odpicowany, nie będzie się cieszył wielkim zainteresowaniem, dopóki nie przycupną wokół niego inne atrakcje. Gdy przebiegam w myślach szlak Brdy w administracyjnych granicach Bydgoszczy i tuż za rogatkami miasta, nie przychodzi mi na myśl ani jedna w miarę porządna knajpka, która pochylałaby się nad rzeką. Nic nie znajduję we wspomnianym Brdyujściu. Po wspaniałych, przedwojennych lokalach w Smukale czy Rynkowie pozostały tylko nieliczne zdjęcia i wspomnienia w książkach o dawnej Bydgoszczy. Żadne atrakcje nie czekają nas też blisko centrum miasta, na odcinku od mostu Pomorskiego do mostu Sulimy-Kamińskiego. Ba, przyjemnego przystanku dla ambitnego piechura nie znajduję też na Okolu i Miedzyniu, pomiędzy śluzami na Kanale Bydgoskim. I nie mam tu na myśli wyłącznie uciech gastronomicznych. Placów zabaw dla dzieci czy ścieżek zdrowia dla upartych rzeźbiarzy swego ciała też próżno tam szukać. Na tej trasie można tylko spacerować albo siedzieć na mało wygodnej ławce na bulwarze. A jak nie ma dokąd zajść, by się napić, to się pije na tej ławce piwo wyjęte z plecaka. A jak się pije piwo na ławce, to inni przestają tam przychodzić, bo się boją pijaków. A jak mało ludzi przychodzi na bulwary, to kto zainwestuje w kawiarenkę, bar czy plac zabaw? I tak, idąc po prostej wzdłuż rzeki, zatoczyliśmy błędne koło...
Dobre choć to, że urbaniści z bydgoskiej pracowni chcą przeciwstawić się zakusom na miejsca, które kiedyś na dużych osiedlach przeznaczono na sport i rekreację. Teraz stały się łakomymi kąskami dla deweloperów - vide: okolice dawnego stadionu Chemika na Wyżynach. Jeżeli nam takie obszary zabiorą, nawet w kółko nie będzie gdzie chodzić.