Za napad, którego nie dokonał, odsiedział 5 lat. Teraz chce obalić 15-letni wyrok za morderstwo. - Zostałem pomówiony przez wspólnika. Z zemsty - mówi.
<!** Image 2 align=right alt="Image 145697" sub="Rys. Łukasz Ciaciuch">Tuż po aresztowaniu, Bartosz Malak dostał od wspólnika gryps: „Masz przyznać się do tego PKP i wziąć wszystko na siebie, a nie p... że jesteś niewinny. (...) Jak nie weźmiesz tego na siebie to uj... ciebie w sprawie tej głowy (morderstwa - przyp. aut.) i wtedy będziesz mógł mówić, że jesteś niewinny. Bierz to na siebie, bo jak nie, to moi koledzy cię załatwią w inny sposób. Spalą ci chatę i zaj... twoją rodzinę. (...)”.
- Wrzucono mi ten gryps przez okno do celi. Miał mnie przestraszyć - twierdzi Malak. Odsiaduje 15-letni (łączny) wyrok za morderstwo i rozboje. Za kraty trafił 10 lat temu. Miał wtedy 19 lat, jego wspólnik, Józef Pawlak, był o rok młodszy. Obaj mieli podobną przeszłość: dom dziecka, zakład wychowawczy, ucieczki, kradzieże, pobicia i wyroki. - Wyrok, który teraz odsiaduję, jest niesłuszny - uważa Malak. Przekonuje, że dwa czyny: morderstwo na ul. Warmińskiego i rozbój na Osowej Górze w Bydgoszczy przypisano mu niesłusznie. Mówi, że
pomówił go wspólnik:
- Ten, który po aresztowaniu przysłał mi do celi gryps.
<!** reklama>Zwykle takie opowiastki więźniów można między bajki włożyć, ale Malak ma w ręku atut. 3 lata temu do napadu na mieszkańców jednorodzinnego domu na Osowej Górze w 2001 r. przyznał się 49-letni recydywista, Leszek D. W rozmowie z funkcjonariuszem CBŚ KGP ujawnił, że jest sprawcą kilku przestępstw na terenie Kujawsko-Pomorskiego. Wskazał miejsca i wspólników. Fakty się zgadzały. Sprawców przestępstw nigdy nie wykryto. Z jednym wyjątkiem. 5-letni wyrok za napad na mieszkańców Osowej Góry w sylwestrową noc 2000/2001 r. dostali już Malak i Pawlak. Ten pierwszy nigdy się do tego nie przyznał. Pawlak, co rusz zmieniał zeznania i fakty. Najpierw twierdził, że dokonał napadu z Mirosławem B. „Szczepanem” i „Jachem”, a gdy ci podali alibi, odwołał zeznania. - Pomówiłem ich, bo oni wcześniej pomówili mnie w innej sprawie - wyjaśnił. Potem obciążył zeznaniami Malaka. Mieli dokonać napadu z dwoma mężczyznami o pseudonimach „Jara” i „Maciej”, mówiącymi z „ruskim akcentem”. Po paru miesiącach znów zmienił zeznania. Twierdził, że podczas napadu na Osowej Górze Malaka nie było. Towarzyszyli mu trzej nieznani mężczyźni. Prokurator nie dał mu wiary, akt oskarżenia trafił do sądu, a ten uznał obu winnymi. Na łączny wyrok: 25 lat więzienia (sąd apelacyjny obniżył karę do 15 lat) złożyły się cztery sprawy. O srogiej karze zdecydowało
morderstwo.
W maju 2000 r. Pawlak i Malak mieli zamordować Władysława G. Rzekomo weszli przez balkon do bloku przy Waryńskiego 2 w Bydgoszczy, udusili starszego mężczyznę, splądrowali mieszkanie, zabrali 8 tys. zł i wyroby ze złota. - Ja tam nie byłem - zapiera się Malak. Świadków ani śladów np. linii papilarnych nie ma - Wyrok oparto na pomówieniach - przekonuje. O szczegółach napadu na kasjerkę PKP (w styczniu 2001 r.) rozmawiać nie chce. Z akt wynika, że do tego przestępstwa Malak się przyznał. Zaplanował napad na kasę stacji kolejowej Bydgoszcz Leśna wspólnie z Pawlakiem. Wzięli ze sobą butelkę po szampanie. Uderzyli kasjerkę w głowę. Omal jej nie zabili. Pawlak zeznaje, że ciosy zadawał Malak. On tylko zabrał z kasy około tysiąca zł.
Czy gryps, który Pawlak wrzucił do celi wspólnika, miał wpływ na jego zeznania. - Wystraszył się pan? - pytamy Malaka . - I tak, i nie - brzmi enigmatyczna odpowiedź. O rozmowę z nim prosi nas jego matka. Czuje się winna, że syn trafił do domu dziecka, że zszedł na złą drogę. Historia jej życia jest smutna. „Po co ja cię urodziłam?” - słyszała od własnej matki. - Nie umiała i nie nauczyła mnie kochać - mówi pani Małgorzata. Jej dwa kolejne małżeństwa nie były udane. - Pierwszy mąż słysząc, że jestem w ciąży, dał mi pieniądze na skrobankę - wspomina. Odeszła od niego i urodziła Bartosza. Drugi mąż nigdy go nie zaakceptował. - Poczułem to, gdy urodziło się ich wspólne dziecko. Ono było jego, ja byłem obcy - wspomina Bartosz Malak. Uciekł wtedy do babci. Miał 10 lat, gdy oddano go do domu dziecka. Dlaczego? - Podobno
byłem niegrzeczny
- mówi. Jego matka mówi o złym wpływie babci: - Buntowała Bartosza przeciw mojej rodzinie.
Pewnego dnia chłopiec trafił do policyjnej izby dziecka. Wyszło na jaw, że mieszka z babcią, a matki nie chce znać.
- Babcia już go nie chciała, ja wnioskowałam o umieszczenie Bartka w rodzinie zastępczej, a sąd zdecydował o oddaniu go do domu dziecka - wspomina pani Małgorzata.
Bartek zapamiętał babcię jako jedyną osobę, której na nim zależało. - Odwiedzała mnie w domu, ilekroć stan zdrowia jej na to pozwalał - mówi. Od czasu jej śmierci w 1999 r. nie miałem już nikogo i nie zależało mi na niczym. Wszedłem na drogę przestępstwa. Z nudów i z braku pieniędzy - ocenia. O wizytach matki mówi: - Była u mnie 2, może 3 razy. Chyba z musu.
Najpierw myślał, że do domu dziecka skierowali go obcy ludzie. - Prawdę ujawniła mi opinia biegłej, która w jednej z moich spraw przesłuchiwała matkę. Zrozumiałem, że to matka mnie nie chciała - wspomina.
Skończył 14 lat i zaczęły się ucieczki. - Przyjeżdżał do domu, a my odsyłaliśmy go z powrotem - wyznaje pani Małgorzata. - Musiał to bardzo przeżywać, ale ja wtedy słuchałam męża jak Boga. Byłam w nim zakochana... A Bartek mężowi przeszkadzał.
5 lat temu zrozumiała, że jest ofiarą przemocy. - Mąż dręczył mnie. Był powodem mojej ciężkiej depresji. Odeszłam. Od 5 lat lat jestem pod opieką psychiatry i psychologa. Dzięki nim rozumiem swoje błędy i ich genezę. Mam poczucie winy wobec syna. Chcę mu to wynagrodzić.
Pan Bartosz twierdzi, że dobry kontakt z matką nawiązał dopiero w więzieniu. O uczuciach rozmawiać nie będzie. - A tatuaż pokazał? - pyta nas jego matka. - Wytatuował sobie na ręku moją twarz i napis...
„Kocham cię mamo”.
Tatuażu Malak nam nie pokazał. Pochwalił się za to wynikami w nauce. Ma średnią ocen 4,7. Kończy liceum, zamierza zdać maturę. Wcześniej zdobył zawód murarza zbrojarza, podjął w więzieniu pracę. Liczył na przedterminowe zwolnienie. - Zostałem „zblachowany”. Ciąży na mnie odium bandyty. W końcu mam wyrok za morderstwo. Niesłuszny! - powtarza kolejny raz. O tym, że do napadu na dom mieszkańców Osowej Góry przyznał się niejaki Leszek D. dowiedział się od policjanta. Przyjechał do więzienia, by go w tej sprawie przesłuchać i wyczuć, czy się z D. nie znają.To było 2 lata temu. W 2008 r. Sąd Najwyższy wznowił postępowanie przeciwko Malakowi i Pawlakowi, uchylając (częściowo) wyroki sądów okręgowego w Bydgoszczy i apelacyjnego w Gdańsku sprzed kilku lat. Sprawa wróciła do prokuratury, a ta postanowieniem z maja 2009 r. umorzyła śledztwo w sprawie napadu na Osowej Górze, przypisywanego Bartoszowi Malakowi i Józefowi Pawlakowi. Zebrany w śledztwie z 2001 r. materiał dowodowy prokurator okręgowy Wiesław Giełżecki ocenił tak: „Relacje Józefa Pawlaka dotyczące napadu na Osowej Górze cechuje daleko idąca zmienność i brak konsekwencji. Co więcej, jego wyjaśnienia w wielu fragmentach są wyraźnie sprzeczne z istotnymi ustaleniami śledztwa. Dotyczy to sposobu, w jaki sprawcy dostali się do domu, a nawet liczby i opisu pokrzywdzonych. Podkreślić też należy, że Pawlak w żadnym przypadku nie złożył takich wyjaśnień, które odpowiadałyby w całości ustalonemu innymi dowodami przebiegowi zdarzenia”. Z zebranymi dowodami korespondują natomiast zeznania Leszka D.
Prokurator wytknął prowadzącym śledztwo w 2001 r.
poważne błędy.
Uznał, że okazanie pokrzywdzonym podejrzanych o napad odbyło się wbrew zasadom, co dyskwalifikuje procesową wartość dowodu. O tym, że państwo Z. rozpoznali w Pawlaku napastnika, zdecydowała prawdopodobnie sugestia - widzieli Pawlaka, gdy w asyście policji pokazuje przebieg zdarzeń w ich domu. Dwa miesiące później rozpoznali w nim jednego z napastników - po wydatnej szczęce i śladach po ospie. Taki znak szczególny zapamiętał pan Z., gdy obezwładniającemu go bandycie zsunęła się kominiarka. Takie same ślady i charakterystyczną szczękę miał też Marek K. z grupy Leszka D. Zmarł w 2005 r. Z. zobaczył go na zdjęciu i nie wykluczył, że mógł go pomylić z Pawlakiem.
- Mówiłem, że Pawlak mnie pomawia, ale nikt mi nie wierzył! Zamierzam wnieść o rewizję wyroku. Chcę udowodnić, że oskarżenie mnie o morderstwo też oparto na pomówieniach - zapowiada Malak. Co na to sędzia Włodzimierz Hilla, który w tej sprawie wydawał wyrok?
- Skazany może wystąpić o wznowienie postępowania i Sąd Apelacyjny w Gdańsku podejmie stosowną decyzję. Przypomnę tylko, że ani apelacja obu skazanych, ani wniosek Malaka o kasację nie podważyły istoty wyroku. A swoją drogą, chciałbym usłyszeć, jak Pawlak wytłumaczy się z przyznania się do przestępstw, których podobno nie popełnił - zastanawia się sędzia.
Do sprawy wrócimy.
PS Personalia głównych bohaterów artykułu zmieniono.
Fakty
Sąd Apelacyjny w Gdańsku tak ocenił wagę grypsów, przesłanych Malakowi przez Pawlaka:
„Jedynym logicznym uzasadnieniem ich napisania jest próba uchronienia Malaka przed odpowiedzialnością karną. (...) Zawarte w grypsach rzekome groźby stanowić mają logiczne uzasadnienie zmiany wyjaśnień Pawlaka na rozprawie i wsparcie twierdzeń Malaka. Przy takim postrzeganiu celu, dla którego grypsy zostały sporządzone, jasne jest, dlaczego Malak, mimo iż rzekomo posiadał je od dawna, zdecydował się na ich wykorzystanie i ujawnienie dopiero na rozprawie głównej, po siedmiu miesiącach od ich otrzymania”.