My, Polacy, bardzo lubimy się dowartościowywać. Często mocno na wyrost i bez racjonalnych przesłanek. Przecież jesteśmy najdzielniejsi, najmądrzejsi itd., itp. Czy tak nas też widzą w Europie i na świecie to już zupełnie inna sprawa. Przeważnie nie. Skończone wczoraj mistrzostwa Starego Kontynentu były jednak doskonałą okazją, by wylać beczkę miodu na te nasze biało-czerwone serca. Dziś nie ma wątpliwości, że przyznanie organizacji turnieju Polsce i Ukrainie było strzałem w dziesiątkę. Oba państwa, a zwłaszcza nasze, dostały dzięki temu potężnego kopniaka. Wiadomo było, że w ciągu kilku lat nie uda się nadrobić koszmarnych zaległości sięgających dzisięcioleci, jeśli chodzi na przykład o infrastrukturę. Ale zrobiono wiele.
<!** reklama>
Nie to jednak było najważniejsze, że nie zbudowano wszystkich zaplanowanych autostrad, lotnisk, linii kolejowych i dworców. Ważna okazała się atmosfera turnieju i nasza polska gościnność. To podkreślają zgodnie media, piłkarze i zagraniczni kibice. Po prostu wszyscy czuli się nad Wisłą świetnie - nawet jeśli w tych pochlebstwach było trochę kurtuazji (wszak nie wypada krytykować gospodarza występując w roli gościa). Zupełnie nie sprawdziły się więc słowa byłego angielskiego piłkarza Sola Campbella, który przed turniejem rysował czarne scenariusze i na antenie BBC groził, że brytyjscy fani z Polski wracać będą w trumnach. I tylko trochę żal, że na boisku nasza narodowa drużyna wystąpiła wyłącznie w roli statysty. Ale to już jest temat na zupełnie inne opowiadanie...