Wszystkie opinie prawników zdają się zmierzać w jedną stronę: najbardziej skuteczna w zwalczaniu przestępczości, najbardziej przekonująca i odwodząca ludzi od zamiaru łamania prawa jest metoda polegająca na dążeniu do nieuchronności wykrycia wykroczenia bądź przestępstwa i osądzenia jego sprawcy.
<!** reklama>
W przeszłości zwolennicy stosowania surowych kar łącznie z tą najwyższą otrzymywali zwykle masowe poparcie obywateli, lecz zapał z czasem stygł, gdy okazywało się, że drakońskie wyroki nie są w stanie tak skutecznie odstraszyć potencjalnych przestępców jak właśnie nieuchronność kary. Te rozważania przychodzą mi dość często na myśl, kiedy dowiaduję się o działaniach polskiego wymiaru sprawiedliwości, a w szczególności jego skuteczności. Doprawdy, doprowadzenie do rozpoczęcia procesu pierwszych chuliganów stadionowych z Zawiszy z nieszczęsnego finału Pucharu Polski, niemal dokładnie po ponad roku (tych, co dobrowolnie poddali się karze liczyć nie można) podważa autorytet polskiego sądownictwa i wystawia je na ciężką próbę. Kto bowiem potrafi przeciętnemu obywatelowi wyjaśnić, jak można było „męczyć się” z doprowadzeniem podejrzanych do stanięcia na sądowej sali przez ponad rok? Pozwolić, by bez przeszkód (w nagrodę chyba?) nawet najbardziej aktywni uczestnicy zamieszek oglądali mecze mistrzostw Europy? Niezależnie od rzeczywistych powodów takiej opieszałości wrażenia, że ktoś coś zawalił, uniknąć się nie da.
Kiedyś ukuto powiedzenie o Temidzie nierychliwej, ale sprawiedliwej. U nas, niestety, jedyne, co jest dziś pewne, to właśnie owa nierychliwość.