<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/maka_wojciech.jpg" >Po ubiegłorocznej rewolucji podatkowej lokalni politycy i władze miasta będą podchodzić do podatku od nieruchomości jak do jeża. I to niezależnie od tego, co dzieje się w innych polskich, dużych miastach.
Tam podatki idą w górę, ile się da - już teraz, mimo że do poukładania przyszłorocznych budżetów jeszcze daleka droga, Szczecin, Kraków czy nawet Opole zapowiadają, że podniosą daninę od gruntów o 4-procentowy wskaźnik inflacji.
<!** reklama>Dzieje się tak, bo, niestety, polskie samorządy są w coraz gorszej sytuacji finansowej - dostają od rządu do uniesienia coraz cięższy worek spraw, a rządzący jednocześnie udają, że nie wiedzą, iż ktoś za te sprawy jakoś musi zapłacić.
Pod koniec ubiegłego roku nasze władze miasta i radni upiekli mieszkańcom nie lada placek. Podwyżki nie były małe. Skutek jest taki, że za metr mieszkania, w którym bydgoszczanin Kowalski próbuje prowadzić własną firmę - trzeba w tym roku płacić ponad 21 zł! Operacje na podatkach od nieruchomości pozwoliły zebrać do budżetu Bydgoszczy 193 mln zł, o 13 mln więcej niż rok wcześniej! A podobno jest kryzys...
Wyciskanie pieniędzy z lokalnego podatnika staje się nagminne i konieczne. Dlatego nie wierzę, że w ratuszu nikt jeszcze nie myśli o kolejnej podwyżce. A to, że o niej głośno nie mówi - to inna rzecz. Podwyżki są mało popularne politycznie i mogą przyczynić się do zrujnowania wizerunku dobrej władzy.
Dlatego podwyżki wybuchną pod koniec roku. Wyciskanie podatnika zawsze tak przebiega.