20 stycznia 1920 roku o godz. 9 ostatnie oddziały niemieckie opuściły Bydgoszcz. O 10.40 wjechał pierwszy polski patrol konny, a o godz. 13 wkroczyły oddział saperów z dowódcą ppłk. Witoldem Butlerem oraz 2 Pułk Ułanów Wielkopolskich i 6 Pułk Strzelców Wielkopolskich dowodzony przez majora Bernarda Śliwińskiego, późniejszego prezydenta miasta. Uroczyste powitanie odbyło się na Starym Rynku.
Tramwajami za darmo
Do ostatnich chwil władze starały się powstrzymać emocje. Miejscowym Niemcom zezwalano jedynie na ciche „zgromadzenia żałobne” z okazji utraty Bydgoszczy, Polska Rada Ludowa apelowała do Polaków o powściągliwość w okazywaniu radości i zakazywała wywieszania flag narodowych i dekoracji witryn sklepowych.
Pierwsze dni wolności polscy mieszkańcy miasta i przybyłe wojsko spędzili w euforii, na nieustających powitaniach, mszach i pochodach, co zniwelowało w jakimś stopniu ogromne niedogodności codziennego życia.
Jeszcze 19 stycznia 1920 roku ostatni niemiecki burmistrz wprowadził w Bydgoszczy zakaz sprzedaży i wyszynku alkoholu, podtrzymany przez nowe polskie władze. Tego samego dnia „zwinęły” się niemieckie służby komunikacyjne. Oznaczało to, że przestały kursować jakiekolwiek pociągi osobowe, a w mieście tramwaje co prawda jeździły, ale nie sprzedawano w nich biletów. W tej sytuacji tabor był tak oblężony przez darmowych pasażerów, że podobnego tłoku nie pamiętali najstarsi bydgoszczanie...
Wszelkie podróże wolno wykonywać tylko z wykazem osobistem ostemplowanym przez władze polskie.
Pustoszały półki
Koniec niemieckich rządów w Bydgoszczy dotykał wszystkich dziedzin codziennego życia i niósł za sobą różnorakie konsekwencje. Zamknięte zostały szkoły, uczniowie dostali dodatkowe dwa tygodnie ferii i z pewnością byli jedynymi ludźmi w mieście, którzy nie utyskiwali na różne trudności. Z powodu wprowadzenia do obiegu nowej waluty, marki polskiej - na razie równoprawnej ze starą marką niemiecką, ale emitowaną wyłącznie w banknotach, gwałtownie zabrakło w obiegu drobnych monet, nie dawano sobie rady z wydawaniem reszty. Zamknięte też zostały na kilka dni wszystkie banki w mieście i kto w nich trzymał pieniądze, został bez grosza przy duszy. A grosz był wówczas bardzo potrzebny, bowiem już w połowie stycznia zaczęły pustoszeć półki w bydgoskich „składach”, jak nazywano sklepy. Wszystko, co dało się dłużej przechować, zapobiegliwi bydgoszczanie wykupywali na zapas.
Kontrole na targowiskach
Masowy wykup towarów musiał pociągnąć za sobą braki i gwałtowny skok cen w górę. Tym większy, że z racji wstrzymania ruchu pociągów do Bydgoszczy nie trafiał już węgiel ze Śląska. Wskutek jego braku, „siadła” produkcja gazu miejskiego, zrobiło się na ulicach i w domach ciemno.
Nowe władze próbowały ratować sytuację. Wprowadzono kontrole na targowiskach i sprzedawców stosujących zawyżone ceny po prostu zamykano. Nakazano oddawanie wszelkiej posiadanej broni, rekwirowano samochody i motocykle. Nie udało się natomiast w żaden sposób powstrzymać gwałtownej fali kradzieży, włamań i oszustw, jaka w tych dniach w Bydgoszczy nastała. W komendzie garnizonu natychmiast ustawiła się kolejka donosicieli, skarżących się na „złych” Niemców.
Warto wiedzieć
Mięso pojechało do Berlina
W dniach powrotu Bydgoszczy do Polski w 1920
roku sklepy mięsne były
całkowicie puste.
Winą za taką sytuację obarczono Niemców, którzy w ostatnich dniach swoich rządów wysyłali częściowo słusznie, a częściowo złośliwie trzodę i bydło na rzeź do Berlina, gdzie uzyskiwali znacznie lepsze ceny, niż w rzeźni bydgoskiej. Polskie władze apelowały do rolników w okolicy, zwłaszcza narodowości polskiej, aby ich „sumienie” nie pozwoliło bezczynnie spoglądać na głodujących bydgoszczan.