Poseł krytykuje obecność na kongresie w pierwszym rzędzie Ryszarda Petru z Nowoczesnej oraz postulaty sędziów (przekazania nadzoru administracyjnego nad sądami sędziom oraz powoływania wszystkich kandydatów na sędziów, których nominują).
- Tylko te dwa absurdalne żądania, nie wspominając o pozostałych, pokazują jak wysoko to środowisko lewituje nad Polską. Kasta osób przez nikogo nie znana, przez nikogo nie wybrana, rozmnażająca się przez kooptację, zależna jedynie od siebie samych, i oczywiście od budżetu państwa, czyli naszych składek, miałaby wydawać wyroki „w imieniu Rzeczypospolitej”! Z jakich przesłanek ci państwo wyciągają wniosek, że Polacy chcą, żeby taka kasta, która sama siebie obwołała świętymi, wymierzała im sprawiedliwość? - komentuje poseł, który dzieli się – w sposób dość bezpośredni – swoimi wcześniejszymi doświadczeniami w kontaktach z sędziami.
- Byłem kiedyś zamieszany w kradzież samochodu: to znaczy ukradziono mi samochód, ale na rozprawie - a właściwie jeszcze przed nią - zostałem potraktowany przez jakąś idiotkę w todze, jakbym to ja ukradł samochód złodziejowi, który również był tam obecny.
- Innym razem, jako poseł na Sejm, wystąpiłem do sądu w Mogilnie o rozłożenie na raty grzywny człowiekowi, który nieumyślnie spowodował wypadek samochodowy. Oczywiście, że był winny - ani on, ani ja w swoim piśmie temu nie przeczyłem. Nie było to jednak przestępstwo z winy umyślnej. Przez debila w todze, który może i znał kodeks karny, ale już nie słyszał o ustawie o wykonywaniu mandatu posła i senatora, zostałem zapytany, czy posiadam odnośne pełnomocnictwo i czy wniosłem odpowiednią opłatę, bym mógł występować w jego imieniu. I ktoś taki miałby być mianowany przez Prezydenta RP sędzią wyższego szczebla - tylko dlatego, że KRS przedstawiłaby taką nominację? A niby dlaczego? - pyta poseł, wzbudzając uznanie wśród swoich sympatyków.