Z Andrzejem Porawskim, dyrektorem Związku Miast Polskich, rozmawia Sławomir Bobbe.
<!** Image 2 alt="Image 161730" sub="Gdyby gminy dowolnie mogły kształtować wysokość pobieranego podatku CIT, wiele firm inwestujących w Bydgoszczy mogłoby liczyć nie tylko na ulgi w podatku od nieruchomości, ale także ulgi w podatkach dochodowych
Fot. Tadeusz Pawłowski">
Dlaczego Związek Miast Polskich walczy o to, by dać samorządom wolną rękę w przyznawaniu ulg podatkowych z podatków CIT i PIT?
Wpływy z podatku CIT i PIT, które wpływają do gminnych budżetów, są zapisane obecnie jako dochód własny gminy. Protestowaliśmy przed takim ujęciem tych pieniędzy, bo co to za dochód, którego nie można ani ustalić, ani tym bardziej pobrać. To zwykła redystrybucja, a więc forma rządowej subwencji. Chcemy więc mieć wpływ na wysokość swojej części PIT i CIT.
Formalnie więc gminy, powiaty i samorządy wojewódzkie (każdy z samorządów dostaje część wpływów z podatków) mogłyby dowolnie kształtować wysokość takiego podatku i zachęcać na przykład inwestorów do inwestycji, kusząc ich obniżeniem skali podatku?
Obecnie samorządy mają 47 proc. udziału w podatku PIT i 22 proc. w podatku CIT (najwięcej - samorządy wojewódzkie, w CIT aż 14 proc.). Miasta mają 7-procentowy udział w podatku. Teoretycznie mogą porozumieć się z potencjalnym inwestorem, by ulga w podatku była wyższa, ale nam chodzi o to, że miasta mogłyby też samodzielnie takie zniżki ustalać.
<!** reklama>Nie trzeba być ekonomistą, by zauważyć, że ten pomysł z daleka pachnie podatkową rewolucją...
Podobne rozwiązanie funkcjonuje we Francji. Swego czasu każdy podatnik miał tam specjalną książeczkę z pięcioma bodaj odcinkami, które były jednocześnie przekazami bankowymi. Płacił odpowiednią część PIT dla swojego mera, do dystryktu w którym mieszkał, część oddawał władzy centralnej. Każdy obywatel dokładnie wiedział, ile i komu płaci ze swoich podatków. Oczywiście stopień skomplikowania takiego systemu był ogromny, ale też wcale takiego pomysłu w naszym kraju nie promujemy. Wszystko odbywałoby się elektronicznie i automatycznie.
Czy powrót do pomysłu, który zrodził się już w połowie lat 90. ubiegłego wieku należy wiązać ze zmianą na stanowisku prezydenta RP?
Tak, liczymy na zrozumienie i pomoc prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ten pomysł to najtrudniejsza ze spraw, z jakimi przyszliśmy do prezydenta. Liczymy jednak na dobrą współpracę, której bardzo chcieliśmy my i o którą wystąpił do Związku Miast Polskich również prezydent.
Potrzebne będzie jeszcze przekonanie ministra finansów, co może okazać się najtrudniejszym przedsięwzięciem.
Minister Rostowski działa w określonych realiach ekonomicznych. Mamy jednak nadzieję, że nie będzie przeciw pomysłowi, który w żaden sposób nie godzi w budżet państwa i nie pomniejsza jego wpływów. Nie oczekujemy, że do tej zmiany dojdzie nagle, ale liczymy, że uda nam się do niego przekonać władze.