https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie wiedzą nawet, czy to przestępstwo

Adam Luks
Widok był straszny. Zmasakrowana twarz, poszarpana kurtka, wszędzie krew. Toruńska policja nie zdołała ustalić, co wydarzyło się w jednej z kamienic na Bydgoskim Przedmieściu.

Widok był straszny. Zmasakrowana twarz, poszarpana kurtka, wszędzie krew. Toruńska policja nie zdołała ustalić, co wydarzyło się w jednej z kamienic na Bydgoskim Przedmieściu.

<!** Image 2 align=left alt="Image 2127" >Wyszedł z domu tylko na chwilę. Miał wypłacić pieniądze z bankomatu. Klatkę schodową opuścił już na lekarskich noszach. Trafił na oddział intensywnej terapii.

Złamanie kości udowej, pęknięcie czaszki, obrzęk mózgu i liczne stłuczenia na całym ciele. Takich obrażeń doznał 69-letni Antoni Wasilewski z Torunia w wyniku... upadku ze schodów swojej kamienicy. Tak przynajmniej utrzymywał młody, rosły mężczyzna, którego policja zatrzymała na miejscu zdarzenia.

Sąsiadka wezwała policję

- To nie był wypadek - zapewnia z przejęciem jedna z mieszkanek kamienicy, niewysoka, szczupła blondynka. Kobieta woli nie ujawniać swojego nazwiska. - Scena, jaką zastałam w sieni, nie sprawiała takiego wrażenia. To było pobojowisko. Pan Wasilewski leżał w nienaturalnej pozycji, a obok stał ten chłopak. Sapał, jakby odpoczywał po jakimś wyczerpującym zajęciu.

Kobieta wybiegła z klatki. Od razu zadzwoniła do swojej córki. Zabroniła jej wychodzić z domu, bo - jak uznała - na korytarzu doszło do bijatyki. Poprosiła również męża, żeby sprawdził, co się dzieje. Sama nie mogła. Spieszyła się do pracy.

Zanim mężczyzna zszedł na dół, pojawiła się policja. Funkcjonariusze zostali wezwani przez inną mieszkankę kamienicy. Do jej drzwi dobijał się mężczyzna widziany chwilę później przy leżącym Antonim Wasilewskim.

Poturbowany staruszek nie może niestety opowiedzieć, co się stało. Od chwili zdarzenia, czyli od kilku tygodni, jest w śpiączce.

To była masakra

- Początkowo starał się coś powiedzieć, ale usłyszałam tylko niezrozumiały bełkot - opowiada Irena Wasilewska, żona poszkodowanego. Kobieta zbiegła na dół, zaalarmowana przez sąsiada. - Widok był straszny - dodaje przez łzy. - Zmasakrowana twarz, poszarpana kurtka i koszula. Wszędzie krew. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że mąż został napadnięty i brutalnie pobity.

Podobnie uważa wielu mieszkańców kamienicy, chociaż wszyscy przyznają jednocześnie, że samego zdarzenia nie widzieli.

- A co mogło mu się innego stać? - dopytuje jedna z sąsiadek. - Przewrócił się? Na płaskim terenie? Czy wtedy byłoby wokół tyle krwi?

<!** Image 3 align=right alt="Image 2129" >Wersji z upadkiem ze schodów, oprócz policji i prokuratury, nie bierze pod uwagę nikt. Antoniego Wasilewskiego znaleziono bowiem nie przy samych stopniach, ale w sieni, którą od klatki oddzielają drzwi. Mężczyzna musiałby sturlać się ze stopni, przelecieć przez próg, a potem jeszcze sunąć po ziemi co najmniej kilka metrów. To nierealne i sprzeczne z zasadami fizyki. Przyznałby to zapewne odpowiedni biegły. Gdyby został powołany.

Tymczasem poprzestano jedynie na powołaniu biegłego medycyny sądowej, który na podstawie urazów poszkodowanego, nie wykluczył upadku.

- Nie wykluczył też potrącenia przez samochód - denerwuje się Irena Wasilewska. - Bo nie był na miejscu zdarzenia. Ja wyglądałam przez okno i wiem, że mąż nie wyszedł z klatki. Czyli co, jakiś niewidzialny samochód wcisnął się do kamienicy, poturbował Antka i rozpłynął się w powietrzu? Taka wersja byłaby zapewne dla kilku osób najwygodniejsza. To jednak kompletne brednie.

Niczego nie można wykluczyć

- Rzeczywiście na podstawie obrażeń ciała tego mężczyzny trudno stwierdzić cokolwiek na sto procent - twierdzi dr Lech Górski, ordynator oddziału intensywnej terapii medycznej i anestezjologii Specjalistycznego Szpitala Miejskiego w Toruniu, gdzie trafił Antoni Wasilewski. - Moim zdaniem mógł to być upadek ze schodów, ale pobicie również.

Tyle że opcja z pobiciem wydaje się o wiele bardziej prawdopodobna. Jako sprawcę żona poszkodowanego wskazuje wspomaniego już młodego mężczyznę. W kamienicy, w której doszło do zdarzenia, mieszka jego rodzina. Feralnego dnia przyszedł do nich w odwiedziny. Trudno stwierdzić, czy doszło do spotkania. Zeznania świadków, przynajmniej tych, do których udało się dotrzeć naszym reporterom, są w tym aspekcie niejasne. Wiadomo za to na pewno, że mężczyźnie towarzyszyła żona, która przed godziną 18 odjechała sprzed kamienicy taksówką.

- On też chciał jechać, ale taksówkarz powiedział, że go nie zabierze - opowiada kolejna sąsiadka. - Był zbyt pijany i do tego agresywny.

Również ta kobieta prosi, aby nie ujawniać jej nazwiska. Jak większość naszych rozmówców boi się zemsty Marcina O. Z mężczyzną mieszkańcy kamienicy już wcześniej mieli sporo problemów.

- Sam byłem przez niego wielokrotnie obrzucany chamskimi wyzwiskami - opowiada Andrzej Wasilewski, syn pana Antoniego. - Raz nawet zgłosiłem sprawę na policję. Jeden z funkcjonariuszy powiedział mi jednak, że i tak nic z tego nie będzie. Co najwyżej masa kłopotów.

Andrzej Wasilewski wycofał więc skargę.

- Po prostu boimy się tego faceta - mówi kolejna mieszkanka kamienicy. - To kawał chłopa. Podobno kiedyś ćwiczył boks. A jak popije, to mu odbija. Łazi po ulicy i szuka zaczepki.

Był w furii

Tego dnia, kiedy ucierpiał Antoni Wasilewski, miało być podobnie. Mieszkańcy opowiadają, że mężczyzna strasznie zdenerwował się na taksówkarza. Zaczepiał i obrzucał obelgami napotkanych przechodniów. Podobno usiłował dostać się do jednego z mieszkań. Nie otworzono mu jednak. To podobno rozwścieczyło go jeszcze bardziej. Według relacji kilku sąsiadów miał wybić ręką szybę w drzwiach wejściowych do kamienicy.

- Widocznie nie rozładował w ten sposób do końca swojej furii - uważa Andrzej Wasilewski. - Wyżył się więc na moim ojcu. To proste, jak dwa razy dwa.

Nie dla toruńskiej policji. Dochodzenie w tej sprawie zostało umorzone przed tygodniem. Powód? Zbyt mało dowodów. Policja nie jest nawet pewna, czy w tym miejscu w ogóle doszło do przestępstwa. Nikomu nie postawiono zarzutów.

Nikt nie zbadał

Prokuratura Rejonowa, która nadzorowała śledztwo, podtrzymała tę decyzję. Rozmowy z osobami, do których udało się dotrzeć również nam, okazały się dla funkcjonariuszy niewystarczające. Podjerzeń nie wzbudził nawet fakt, że ujęty w pobliżu miejsca zdarzenia mężczyzna krwawił i zachowywał się agresywnie. Trzeba było zakuć go w kajdanki i przewieźć do izby wytrzeźwień. Andrzej Wasilewski uważa, że na podartej koszuli ojca musiały znaleźć się ślady krwi ewentualnego napastnika. Tego nikt jednak nie zbadał.

- Ten człowiek nadal przyłazi sobie tutaj jak gdyby nigdy nic - płacze Irena Wasilewska. - Staje pod naszymi oknami i bezczelnie się uśmiecha. Doskonale wie, że w tym kraju jest po prostu bezkarny.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski