Pana Krzysztofa łączyło z wzywanym do sądu mieszkańcem Fordonu tylko nazwisko. I może jeszcze to, że obaj często bywali w największej dzielnicy miasta. Policjantom najwyraźniej to wystarczyło, by twierdzić, że musi chodzić o jednego mężczyznę.
[break]
- Nie wiedziałem, co się dzieje. Niedziela, 9 rano, a do drzwi puka policjant. Przedstawia się jako dzielnicowy i wręcza mi sądowe wezwanie - opowiada pan Krzysztof (dane zmienione).
- Zerkam zdziwiony i widzę, że owszem wzywają Krupińskiego, ale Grzegorza. Zamieszkałego nie w malowniczej miejscowości pod Bydgoszczą, ale w Fordonie. Mówię: „Panie władzo, to nie ja”. Na moje pytanie, skąd mundurowy wnioskuje, że wezwanie jest do mnie, odpowiedział, że przecież to takie samo nazwisko, a poza tym ja prowadzę sklep w Fordonie. Ręce mi opadły. Co to za metody weryfikacji, cóż za dociekliwość.
Policjant nalegał, żebym przyjął pismo, może pomyślał, ze jestem z tamtym spokrewniony. Tylko że z owym wzywanym nie mam nic wspólnego. Policjant skapitulował dopiero, gdy zwróciłem mu uwagę na dzień, w którym miałem się niby stawić w sądzie. Na wezwaniu widniała data: 1 stycznia 1900 roku, godz. 00.00. Nie mogłem powstrzymać śmiechu.
Skąd nadgorliwość u policjanta? - Jeśli to pomyłka, to pewnie jej przyczyn trzeba szukać po stronie sądu w omyłkowo wpisanych danych w wezwaniu - mówi nadkom. Maciej Daszkiewicz z KWP w Bydgoszczy.
Okazuje się, że taką datę automatycznie wpisał program, którym posługują się pracownicy sądu, przygotowując wezwanie. Kiedy zapomną wpisać odpowiednią datę, drukuje się właśnie taka.
Policja zajmuje się dostarczaniem wezwań sądowych na prośbę sądu, a ten prosi dość często.
- To praca administracyjna, dzielnicowy przy okazji obchodu próbuje dostarczyć wezwanie. Gdy nie ma takiej osoby w domu, może je przyjąć rodzina - za pokwitowaniem, a gdy rodzina tłumaczy, że wzywany z nią nie mieszka albo nie ma z nią kontaktu lub z innych przyczyn nie udaje się doręczyć wezwania, wraca ono do sądu i ten decyduje, co dalej - tłumaczy Maciej Daszkiewicz.
Policja nie ma opracowanych procedur w przypadku, gdy wzywanego nie zastaje pod wskazanym adresem, a taka osoba nie jest poszukiwana. Nie ma też statystyk, pokazujących, jak często policjantom udaje się wręczyć wezwanie.