Michał Brzuchalski - trener koordynator kajakarskiej kadry juniorów i młodzieżowców, wcześniej trener kadry seniorów.
<!** Image 2 align=none alt="Image 178416" sub="Michał Brzuchalski
Fot. Nadesłano">
Ile lat spędził Pan w Zawiszy?
30, była to świetna przygoda w moim życiu, zarazem doskonała lekcja jeśli chodzi o zawód trenera.
Znak zodiaku?
Byk - dążę do celu, jestem wymagający wobec współpracowników i wiele wymagam od siebie.
Zalety?
Trudno mi siebie oceniać.
Wady?
Brak konsekwencji przy ostatecznym ustalaniu reprezentacji na najważniejsze imprezy, czyli na igrzyska olimpijskie.
Czyli postąpił Pan inaczej niż podpowiadały wiedza i intuicja?
Miałem zbyt miękkie serce, nie byłem konsekwentny, a powinienem. Jednak presja przed igrzyskami w Atlancie spowodowała, że zmieniłem skład zespołu, a to później odbiło się na ostatecznym wyniku, z którego zostałem rozliczony.
Od tego czasu jest Pan trenerem reprezentacji juniorów i młodzieżowców...
Mam takie szczęście, że trafiam na dobry materiał, bo sama wiedza i umiejętności nic nie dadzą. Pięć medali olimpijskich i 60 z mistrzostw Europy i świata, świadczą o tym, że mam szczęście spotykać wyjątkowych ludzi, których trenuję.
Gdzie znajduje się Pana dom rodzinny?
40 lat mieszkałem w Bydgoszczy, od dwóch lat mieszkam w niedużej uroczej miejscowości pod Wałczem.
Czy urodził się Pan w Bydgoszczy?
Nie - urodziłem się na Ziemiach Odzyskanych. W Bydgoszczy mieszkam od 1961 roku, tu spotkałem kolegów, którzy namówili mnie do uprawianie kajakarstwa i tu spotkałem fantastycznego trenera Zenona Buchholza.
<!** reklama>
Ile lat Pan sam trenował?
11 lat, mój największy sukces to mistrzostwo Polski. To, co osiągnąłem jako trener, z nawiązką zrekompensowało mi to, czego nie osiągnąłem jako zawodnik. Kiedy kontuzja wyeliminowała mnie z kajakarstwa, mój trener zaproponował mi uczenie młodych. Wyniki, jakie osiągnęła moja młoda grupa na mistrzostwach Polski i olimpiadzie młodzieży, docenił Polski Związek Kajakowy powierzając mi ośrodek przygotowań olimpijskich przy Zawiszy i objąłem funkcję trenera seniorów. W 1991 roku dostałem propozycję objęcia funkcji trenera kadry olimpijskiej, długo zastanawiałem się czy podjąć to wyzwanie, bo wiedziałem, że jeśli za rok nie osiągniemy sukcesu na igrzyskach, moja pozycja może być zagrożona, ale się zgodziłem. Na igrzyskach bydgoscy zawodnicy zdobyli dwa medale - srebrny i brązowy. Później były kolejne sukcesy. Jednak zapomniałem, że igrzyska rządzą się własnymi prawami, podczas ostatnich popełniłem błąd, posłuchałem rad i zmieniłem składy osad.
Czy ta porażka nauczyła Pana konsekwencji?
Na 99 procent już nie słucham rad. Rozumiem trenerów klubowych, chcących, by ich zawodnicy dostali się do kadry, ale ja muszę dbać o wyniki zespołu i z tego jestem rozliczany.
Jeździ Pan na rowerze podczas zawodów...
Tak - bardzo dużo. Konsekwencją jazdy w Pekinie było zerwanie ścięgna Achillesa. Po każdych zawodach mam potworną chrypę i obiecuję sobie, że nie będę już krzyczał.
A co Pan najczęściej krzyczy do zawodników?
Najczęściej: „noga”. Nie wiem ,czy pani wie, że najsilniejszą częścią tego łańcucha, który przesuwa kajak, jest noga. To wszystko musi być zsynchronizowane, kto robi to dokładniej, ten jest szybszy.
Jest Pan przydatny w domu?
To, niestety, moja wada, że w pewnym momencie zapomniałem, że oprócz pracy jest też rodzina. Nie zdawałem sobie sprawy, że umykają mi bardzo ważne kwestie w życiu.
Wywiad w Polskim Radiu PiK
Magda Jasińska zaprasza do wysłuchania audycji „Zwierzenia przy muzyce” w Polskim Radiu PiK w każdy wtorek o godzinie 23.03 i sobotę o godzinie 15.05.