Rok po tragedii na UTP w Bydgoszczy
Bartosz Grduszak jest biegłym sądowym z listy Sądu Okręgowego w Łodzi. Zajmuje się oceną bezpieczeństwa imprez masowych i analizą zachowań tłumu. Od początku dyskutował z przekazywaną przez większość mediów tezą, jakoby jedną z przyczyn tragedii na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym w Bydgoszczy był wybuch paniki.
- Pojęcie paniki tłumu jest tutaj nadużywane. Służy jedynie umniejszaniu winy organizatorów i służb zabezpieczających imprezę - mówi ekspert.
Jest autorem badania ankietowego przeprowadzonego wśród uczestników feralnej dyskoteki, która odbyła się w nocy z 14 na 15 października ub.r. na terenie obiektów UTP w Fordonie. Przez trzy miesiące docierał do bezpośrednich świadków zdarzeń. Spośród ponad 200 osób, do których dotarł, 105 zgodziło się wziąć udział w badaniu.
Zapytał m.in. o to, jak zachowywały się osoby z ich najbliższego otoczenia w momencie sytuacji kryzysowej w łączniku między salami?
„Tłum napierał do przodu, nie było odwrotu, musiałeś przeć do przodu, żeby samemu nie zostać stratowanym”.
„Zator w łączniku się zrobił, ponieważ w 2.1 było sprzedawane piwo, a w 3.1 były toalety i wyjście”.
„Część studentów, widząc zbierający się tłum, dołączała do niego, czyniąc sobie z tego ubaw, popychając tłum, powodując efekt domina”.
„Ludzie wewnątrz łącznika tłukli okna, by zaczerpnąć powietrza i ocucić tych, którzy już stracili przytomność. Ludzie wyciągali i zajmowali się poszkodowanymi, pomocy nie udzielali ochroniarze, którzy utrudniali akcje ratunkowe”.
35 proc. respondentów nie słyszało żadnych komunikatów ze strony ochroniarzy zabezpieczających imprezę w krytycznym momencie. Do 40 proc. docierały informacje lakoniczne i niewyraźne.
Zdaniem biegłego, do tragedii przyczyniły się: przeludnienie obiektu, błędy organizacyjne i decyzyjne ochrony, bezmyślność niektórych uczestników imprezy, problemy z drogami i wyjściami ewakuacyjnymi, nieznajomość infrastruktury budynku.