Statystyki z niedzieli, jakie otrzymujemy w poniedziałek przed południem, zawsze bowiem są zaniżone, jako że w niedzielę wykonuje się znacznie mniej testów. Mimo to już wczoraj z rządowych gabinetów dotarła wieść, że minister zdrowia planuje, by po zimowych feriach, w tym roku we wszystkich regionach rozpoczynających się 4 stycznia, do szkół wrócili uczniowie klas I-III.
Do tej pory miałem Adama Niedzielskiego za rozsądnego gościa. Mniej wyrywnego od swego szefa, który dwa razy ogłaszał najpierw zwycięstwo, a potem pozytywny przełom w walce z pandemią i za każdy razem trafiał jak kulą w płot. Otóż obawiam się, że teraz w płot celuje minister zdrowia. Podejrzewam bowiem, że do niepewnego na razie zmniejszenia się liczby zakażeń w Polsce (niepewnego, bo liczba zgonów jeszcze trzy dni temu na to nie wskazywała) najbardziej przyczyniło się właśnie zamknięcie szkół i przejście na zdalne nauczanie. Domyślam się więc, że powrót uczniów w szkolne mury kolejny raz zepsuje statystyki pandemii i być może wrócimy do punktu wyjścia. Ciekawe, ile razy jeszcze...
