Charyzmatyczny Garou mógł jeszcze cała lata śpiewać w klubach i nie wypłynąć na szersze wody. Paradoksalnie, przystojniakowi pomógł będący synonimem brzydoty Quasimodo - rola w musicalu „Notre Dame de Paris”. Jednak nie na piękne oczy ją dostał i przekuł w sukces, zdecydowały warunki głosowe. Jego „Belle” zna cały świat. Czy polska wersja słynnego dzieła Luca Plamondona i Richarda Cocciante będzie trampoliną do kariery naszych wykonawców?
<!** Image 2 align=none alt="Image 160550" sub="W rolę Quasimodo, pałającego gorącym uczuciem do Esmeraldy, wcielił się Marcin Kołaczkowski / Fot. Makroconcert">Najbardziej znana francuska adaptacja musicalu opartego na powieści Wiktora Hugo „Katedra Marii Panny w Paryżu” ma już dwanaście lat. - Od dziesięciu trwają starania o wystawienie go w Polsce, na razie bezskuteczne - lakonicznie stwierdza Agata Łoszewska z Makroconcertu, producenta widowiska muzycznego „Notre Dame l’histoire”, które 14 listopada o godz. 18.00 będzie można obejrzeć w hali „Łuczniczka”. I nie ma w tym żadnej sprzeczności: zobaczymy polską wersję litewskiej adaptacji, która nie jest pełnym spektaklem musicalowym.
<!** reklama>Moda na Quasimodo
To było, jak się dowiadujemy, jedyne rozwiązanie, aby polska publiczność doczekała się w końcu na swojej scenie historii dzwonnika z Notre Dame, którą w zeszłym roku wystawiono tylko w Warszawie, by teraz ruszyć z nią w trasę. - Przy tym nasz koncert to jedyna możliwość, żeby polscy wokaliści zmierzyli się z wyjątkową materią, jaką są utwory Plamondona i Cocciante - zauważa Agata Łoszewska. Rzeczywiście, trudno za taką uznać, spektakularny skądinąd, sopocki występ z 2002 r., podczas którego na festiwalowej estradzie rodzime wersje piosenek z „Notre Dame” śpiewali, towarzysząc wyjątkowo urokliwemu Garou, Robert Janowski i Piotr Cugowski. Jeśli bowiem wyprodukowane przez Makroconcert widowisko zawiera 40 spośród 50 utworów oryginalnego musicalu, to koncert w Sopocie był ledwie fragmentaryczny. I choć wzbudził prawdziwy aplauz, żadnego z polskich piosenkarzy nie znajdziemy w obecnej obsadzie. W Quasimodo wcielił się Marcin Kołaczkowski, w rywalizującego z nim o cygańskie wdzięki Esmeraldy przystojnego, ale wiarołomnego Febusa - Janusz Kruciński, zaś rolę Frolla, archidiakona katedry Marii Panny, którego habit nie chroni przed słabością wobec wdzięków niewieścich, gra Paweł Tucholski.
Medialna Esmeralda
Cała trójka walczy o względy pięknej Cyganki śpiewająco, mając wszakże wsparcie - pomimo niepełnej musicalowej wersji - w bogatej oprawie scenicznej. Stanowi ją nie tylko scenografia i kostiumy, ale też balet ze zwycięzcą 5. edycji You Can Dance, Kubą Jóźwiakiem, prowadzonym, jak wszyscy tancerze, przez Paulinę Andrzejewską, która od lat przygotowuje choreografie dla Teatru Muzycznego „Roma”. Z tą renomowaną sceną związana jest też kreująca rolę Esmeraldy Edyta Krzemień. To prawdziwa perła w koronie tego widowiska, co nie zdziwi nikogo, kto słyszał ją choćby w wystawianym przez „Romę” musicalu „Upiór w operze”. Piękny sopran Edyty Krzemień i gra aktorska zebrały bardzo dobre recenzje i aż dziw, że z wykształcenia jest ona dziennikarką. Wybrała te studia, bo... nie znała nut, co jednak nadrobiła chodząc do dwóch szkół jednocześnie. Jakby tego nie dość, pytana, o to, jak najchętniej spędza wolny czas, odpowiada: Śpiąc! Kokieteria? Prędzej posądzić by można o to Fleur-de-Lys, czyli narzeczoną Febusa, którą w „Notre Dame l’histoire” gra Patricia Kazadi - dotąd znana głównie z małego ekranu (jak poeta Gringoire, w którego wciela się Michał Rudaś z „Jaka to melodia?”), ostatnio z „Tańca z gwiazdami”, kiedyś z programu „Jak oni śpiewają”, gdzie jej głos szkolił Piotr Hajduk, teraz pełniący tę rolę w widowisku o Quasimodo.
Nasz ziomal Clopein
Pozostając w telewizyjnym kręgu, docieramy do Clopeina - króla cygańskich włóczęgów, którego w spektaklu kreuje reprezentant Polski na ostatnim konkursie Eurowizji, Marcin Mroziński - utalentowany inowrocławianin. Startował tam wprawdzie bez sukcesu, ale strata niewielka, skoro - podobnie jak legendarny Michael Ball - po roli Raoula w „Upiorze w operze”, wciela się teraz w Mariusa w „Les Miserables”, czyli „Nędznikach” wystawianych przez „Romę”. - Pierwszy odtwórca obu tych postaci, Michael Ball, spotkał się z naszą obsadą musicalu, co dla mnie było szczególnym przeżyciem – nie kryje Marcin Mroziński, dodając, że z kolei rola Clopeina, napisana na wysokich dźwiękach, jest wyzwaniem wokalnym, bo wymaga użycia odmiennej techniki. - Jednocześnie to satysfakcja, że nie zaszufladkowano mnie i jako aktora, i jako śpiewaka - pointuje z zadowoleniem. Ale dopiero od siostry Marcina Mrozińskiego, Magdaleny, dowiadujemy się, że brat trafił do „Nędzników” przez wieloetapowy casting, który rozstrzygał się w Londynie, bo takie są wymogi licencji. A tej, jak wiadomo, nie ma „Notre Dame l`histoire”, stąd sięgnięcie do litewskiej adaptacji z powodzeniem wystawianej od 2 lat w Wilnie przez Ramunasa Marcinkusa. Teraz został reżyserem również polskiej wersji, w której fani musicalu nie odnaleźli jednak tekstów Jacka Cygana i Andrzeja Ozgi z sopockiego występu. Bo nie mogli – produkcja Makroconcertu nie ma z tamtym wydarzeniem nic wspólnego i posiłkuje się tłumaczeniami, znanej skądinąd, Magdy Femme.
Dla czytelników
Osoba, która jako pierwsza zadzwoni 12 listopada o godz. 10.00 pod nr tel. 52 322 26 15, otrzyma podwójne zaproszenie na widowisko muzyczne „Notre Dame l`histoire” w reżyserii Ramunasa Marcinkusa.