Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najniebezpieczniejsze miejsce na świecie. "Przesmyk suwalski" w planach Putina

Andrzej Grochal
Andrzej Grochal
Przesmyk suwalski może się stać miejscem pierwszego starcia z armią rosyjską.
Przesmyk suwalski może się stać miejscem pierwszego starcia z armią rosyjską. Fot. 123rf.com/davit85
W starciu między Rosją a NATO „przesmyk suwalski” byłby prawdopodobnie pierwszym punktem kontaktu wrogich armii. Spacerując pośród bogato zdobionych XIX-wiecznych willi, fontann i jezior w Druskiennikach – znanym uzdrowisku leżącym przy południowej granicy Litwy – łatwo zapomnieć, że stoi się na celowniku Władimira Putina.

Druskienniki to jedno z wielu miast leżących w pobliżu polsko-litewskiej granicy – około 100-kilometrowym pasie oddzielającym Białoruś od Obwodu Kaliningradzkiego, będącego rosyjską eksklawą. Zachodni planiści wojskowi ostrzegają, że obszar ten byłby prawdopodobnie jednym z pierwszych celów rosyjskiej inwazji – pisze Politico.

Mieszkańcy jednak nie myślą o takiej ewentualności. - Nie żyjemy w strachu – mówi Danukas, 22-latek, który dorastał w Druskiennikach. - Jeśli do czegoś dojdzie, wtedy będziemy się martwić, ale w tej chwili o tym nie myślimy – dodaje. „Społeczność ufa litewskim wojskom i NATO oraz ich zdolności do zapewnienia bezpieczeństwa” – napisała z kolei administracja miasta w pisemnym oświadczeniu.

Inwazja z dwóch kierunków

W przypadku ewentualnego konfliktu rosyjskie wojska mogłyby wedrzeć się do korytarza jednocześnie od wschodu, z terenów Białorusi, oraz zachodu, z Obwodu Kaliningradzkiego, który stał się de facto wielką bazą wojskową, w której rozmieszczono broń nuklearną, flotę bałtycką oraz dziesiątki tysięcy żołnierzy. Jednoczesny atak z obu kierunków mógłby odciąć państwa Bałtyckie od sojuszników z NATO, wydając je tym samym na pastwę rosyjskiej inwazji.

- To ogromna luka, ponieważ inwazja odcięłaby Litwę, Łotwę i Estonię od reszty NATO – podkreśla były prezydent Estonii, Toomas Hendrik Ilves. Takie posunięcie doprowadziłoby również do natychmiastowego starcia między Moskwą a uzbrojonymi w broń nuklearną członkami NATO, pchając świat na skraj konfrontacji kończącej świat.

Jakkolwiek przebieg wojny na Ukrainie raczej nie zwiastuje takiego scenariusza, jednak rosyjski prezydent najwyraźniej jest zachwycony tym, że Zachód może jedynie zgadywać, jaki będzie jego następny ruch. Wcześniej w tym miesiącu pochwalił imperialne wyczyny Piotra Wielkiego, oświadczając, że „kraj jest albo suwerenem, albo kolonią” – komentarze, które nie uspokoiły krajów bałtyckich. Michaił Kasjanow, były rosyjski premier, dolał oliwy do ognia przewidując, że „państwa bałtyckie będą następne”, jeśli Ukraina upadnie.

Pomimo strategicznych obaw krajów bałtyckich, najbardziej niebezpieczną rzeczą w Suwalszczyźnie jest jej względna nieistotność. Jakkolwiek rosyjski atak na Polskę lub Litwę uruchomiłby natowskie postanowienie o wzajemnej obronie na podstawie art. 5, pozostaje pytanie jak bardzo Waszyngton i NATO byłyby skłonne zaryzykować Armagedon na obszarze w dużej mierze niezaludnionych gruntów rolnych, o których istnieniu niewielu z ich obywateli wiedziało?

Z armią liczącą zaledwie 20 000 osób i lotnictwem z zaledwie pięcioma samolotami, w tym samolotami transportowymi i jedną jednosilnikową Cessną, Litwa, podobnie jak jej bałtyccy sąsiedzi, jest słabo przygotowana na ewentualną rosyjską inwazję. Nawet stacjonujące tam wojska NATO niewiele byłby w stanie pomóc.

Sholz budzi konsternację

Podczas wizyty w Wilnie na początku tego miesiąca niemiecki kanclerz Olaf Scholz próbował uspokoić swoich gospodarzy o zaangażowaniu Berlina w bezpieczeństwo Bałtyku, ale zakończyło się zamieszaniem. Scholz powiedział co prawda dziennikarzom, że Berlin dąży do wysłania kontyngentu wielkości „solidnej brygady bojowej” na Litwie, co oznacza rozmieszczenie kilku tysięcy żołnierzy. Jednak jego doradcy później „sprostowali” wypowiedź kanclerza, mówiąc, że Niemcy przeniosą tam tylko kwaterę główną jednostki – około 50 osób personelu – podczas gdy większość żołnierzy pozostanie w Niemczech.

Kolejnym kluczowym czynnikiem obronnym regionu jest Polska, która ma największe wojsko w regionie. Historyczne spory między Polakami i Litwinami w suwalskim korytarzu o prawa językowe i mniejszości po obu stronach granicy doprowadziły do spekulacji, że Putin mógłby wykorzystać te napięcia na swoją korzyść, podobnie jak w Donbasie, gdzie udało mu się wykorzystać prorosyjskie sentymenty do rozbudzenia ruchu separatystycznego.

Do tego jednak nie doszło, a według generała Rajmunda Andrzejczaka, najwyższego dowódcy wojskowego Polski, współpraca transgraniczna między polskimi i litewskimi siłami zbrojnymi nigdy nie była bliższa.

- Widzimy, co Rosjanie robią na Ukrainie, więc im nie ufamy – powiedział generał, który kiedyś służył na Suwalszczyźnie, podkreślając, że Polska jest gotowa do wypełnienia zobowiązań sojuszniczych wobec Litwy, jeśli Rosja wejdzie. - Musimy zachować najwyższy stan gotowości – dodał.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Najniebezpieczniejsze miejsce na świecie. "Przesmyk suwalski" w planach Putina - Portal i.pl