
W niedzielę (6 grudnia) mikołajki, tymczasem św. Mikołaj już w drodze.

Z okazji mikołajek namówiliśmy kilku znanych bydgoszczan na zwierzenia z dzieciństwa i nie tylko. Zapytaliśmy ich o najlepsze mikołajkowe prezenty, jakie dostali dotychczas i czy sami lubią obdarowywać nimi innych.

Ireneusz Nitkiewicz, bydgoski radny i społecznik
Mikołajki to dla mnie wspomnienie czekania na grudniowe upominki, ale zawsze wieczorem przed mikołajkami trzeba było wypucować buty. Rano biegłem, oczywiście, sprawdzić, co zostawił mi w nich Mikołaj. Najczęściej były to słodycze. Szczególnie wspominam moje ulubione marcepanowe łakocie oraz książki.
Po latach dowiedziałem się od Mamy, że te słodkości przychodziły co roku w paczce od znajomych z Zachodu. Jednym z pierwszych prezentów był mały miś, którego mam do dziś.

Mirosław Kozłowicz, zastępca prezydenta Bydgoszczy
W dzieciństwie w przededniu mikołajek wspólnie z bratem wyjmowaliśmy z szafy najwyższe buty, czyli kozaki i rytualnie przystępowaliśmy do ich czyszczenia i polerowania. Jeśli ktoś miał kultowe buty „Relaxy” - sam wie, ile mogło się do nich zmieścić różnych łakoci. Nazajutrz, kto pierwszy się obudził, ten pierwszy był w przedpokoju i wyjmował z butów podarki od Mikołaja. Najczęściej były to cukierki, mandarynki, czekolada lub wyroby czekoladopodobne - jak przystało na owe czasy. Nie liczyliśmy wtedy na wiele, ale tego dnia można było dzień zacząć od słodkości, których często po prostu brakowało.
Dzisiaj o kultywowanie tych tradycji dba moja żona, a w naszych butach, podobnie jak przed laty, znajdujemy z synami różne łakocie. Ja często przypominam sobie o jakimś prezencie dla żony najczęściej dzień wcześniej, wieczorem. Pod pretekstem spaceru pędzę wtedy do ostatniego otwartego w pobliżu sklepu.