<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/fabiszewski_marek.jpg" >Raz, dwa, trzy, cztery - maszerują oficery. Taką odliczankę-rymowankę pamiętam z dziecięcych lat. A przypomniała mi się zaraz po zakończeniu niedzielnego meczu z Olimpią Grudziądz, w którym Zawisza dwukrotnie gonił wynik. Dopiero czwarty gol i to strzelony w końcówce meczu dał zwycięstwo podopiecznym Janusza Kubota. Trzeba przyznać, że Zawisza wrócił z dalekiej podróży.
I nie mam tu na myśli wcale przedsezonowego zgrupowania na Cyprze. Olimpia postawiła „Zetce” wysoko poprzeczkę. Zagrała otwarty futbol, za co pochwalił gości także bydgoski szkoleniowiec, mówiąc: „Mam dla nich duży szacunek i zapraszam inne drużyny do takiej gry”. To się może podobać: siedem goli, wydarzenia na boisku zmieniające się jak w kalejdoskopie, cios za cios. Ale też masa błędów z obu stron, co już nie musi być powodem do chwały, w żadnej lidze. W Zawiszy brakowało Łukasza Skrzyńskiego, a gra Bojana Pejkowa pozostawiała wiele do życzenia. Mam nadzieję, że Zawisza uporządkuje grę w liniach obronnych i warunkiem kolejnych zwycięstw nie będzie przymus strzelenia czterech goli. Bo jeśli nawet Olimpia na to pozwoliła, to inne zespoły niekoniecznie muszą pójść tym schematem.
<!** reklama>W sumie to po ostatnim gwizdku żal mi się zrobiło drużyny z Grudziądza. Podopieczni Marcina Kaczmarka zostawili na boisku dużo zdrowia, pokazali się z dobrej strony, podobnie jak w pierwszym meczu, gdy przegrali 0:1. Dlatego sześć punktów w dwumeczu może okazać się dla Zawiszy bezcenne. Po tym zwycięstwie i innych wynikach 21. kolejki wszystko jest w rękach, nogach i głowach bydgoszczan. Już nie muszą gonić, mają trzy punkty przewagi nad trzecim zespołem. Teraz wystarczy mądrze bronić tej przewagi. A wiadomo, że najlepszą obroną jest atak. W przodzie jest już nieźle.