W nadchodzący czwartek, 8 listopada, rozpoczyna się VI Bydgoski Festiwal Bluesowy. Przez trzy dni w klubie „Eljazz” i w „Węgliszku” formacje z kraju i regionu zagrają osiem koncertów.
<!** Image 2 align=right alt="Image 67111" sub="Ciekawie zapowiada się występ różnorodnego stylistycznie Boogie Chilli / Fot. Archiwum Boogie Chilli">Utarło się, że blues nie lubi pełnego słońca, chociaż rodził się w lepkim upale delty Missisipi. Ale skoro u jego źródeł tkwi skarga na los, nam raczej przywodzi na myśl chmurny dzień i mgły zamykające widnokrąg. Słowem - jesień. Czas dla bluesa.
Zdaniem Jacka Herzberga z Wojewódzkiego Ośrodka Kultury, organizującego Bydgoski Festiwal Bluesowy, w tej czasoprzestrzeni bluesowej ważne jest też, gdzie się gra. - Blues lubi małe kluby - uważa - bo tam nawiązuje się kontakt między muzykami a publicznością. Takie sprzężenie zwrotne, przepływ energii. Fakt, w bluesie jest nie tylko melancholia i tęskne nuty. Jest też ostrzejsze, energetyczne brzmienie. Bo obok delta blues, jest i blues wielkomiejski, boogie i blues-rock. Z bluesem, jak z życiem, które opisuje - bywa różny.
<!** reklama>Bydgoski festiwal to gwarancja takiej różnorodności. 8 bm. o godz. 20.00 w klubie „Eljazz” zagra Index Blues z rockowym zacięciem; bydgoski Doktor Blues, wpadkowa muzycznych odmienności oraz weteran, ale wciąż Easy Rider.
9 bm. o 20.00 na spotkanie w „Węgliszku” zaprasza Marek Wojtowicz ze swoją bluesową „mową serca” i legendarny duet After Blues, kiedyś z Mirą Kubasińską. Następnego dnia zagra tu gospodarz festiwalu, czyli Green Grass - zdobywca bluesowych laurów, któremu nieobca scena jazzowa i rockowa; potem będzie Tortilla z rozpoznawalnym elektrycznym nerwem i Boogie Chilli, więc mariaż, jak w nazwie, dwóch stylistyk. - Bardzo jestem ciekaw ich fuzji na styku blues-rock - nie kryje Herzberg.