Rok temu Janusz N. był uczestnikiem niegroźnej stłuczki na rondzie Bernardyńskim. Uznał, że jest niewinny, nie przyjął mandatu, a nagranie z monitoringu miało być jego dowodem w sprawie.
<!** Image 2 align=right alt="Image 149167" sub="Tak wyglądają zdjęcia z opinii biegłego sądu. Jeśli nawet weźmiemy pod uwagę, że podczas dokonywania interpretacji biegły korzysta z zapisów monitoringu, jakość tych ujęć jest kiepska.
/ Fot. Nadesłane">Niestety, dowód okazał się być mało wyraźny...
- Dobrze znam to rondo i wiem, że należy w tym miejscu ustąpić pierwszeństwa przejazdu pojazdom nadjeżdżającym z prawej strony - mówi Janusz N. - Rondo Bernardyńskie cieszy się złą sławą, bo w 99 procentach kolizji winę ponoszą kierowcy, którzy zmieniając pas z lewego na prawy nie stosują się do tych przepisów. Jestem ofiarą tych statystyk, bo w momencie stłuczki byłem już na prawym pasie. Dlatego pewny swoich racji odmówiłem przyjęcia mandatu i poprosiłem o sprawdzenie monitoringu.
Dziś Pan Janusz żałuje swojej decyzji. Sprawa trafiła do sądu, a niedawno ogłoszono wyrok - odebranie prawa jazdy na pół roku. Materiały z monitoringu oceniało dwóch biegłych sądowych. Podobno pierwsza opinia wzbudziła wątpliwości sędziny, a drugi biegły potwierdził winę oskarżonego z zastrzeżeniem, że w idealnej sytuacji powinien mieć do dyspozycji drugie, bardziej wyraźne nagranie.
<!** reklama>Rondo Bernardyńskie obserwują dwie kamery - obrotowa, zlokalizowana nad przejazdem od strony Wałów Jagiellońskich i druga usytuowana na placu Kościeleckich.
<!** Image 3 align=left alt="Image 149167" >- Dowodowe nagranie pochodzi z tej bardziej odległej kamery. Jest niewyraźne i trudno zauważyć na nim moje auto i samochód, który we mnie uderzył. Trudno też rozpoznać, na jakim pasie są auta - ocenia Janusz N. - Poza tym linie oddzielające dwa pasy ruchu na rondzie Bernardyńskim zanikają, co dodatkowo komplikuje sprawę. Wszyscy zmotoryzowani wiedzą, że potrafią się tam zmieścić nawet trzy samochody.
O tym, że wspomniane rondo jest czarną dziurą na mapie drogowej naszego miasta, nie trzeba nikogo przekonywać. Według policyjnych statystyk, w 2008 roku zanotowano tam 312 zdarzeń drogowych (w tym 2 wypadki). W porównaniu: na rondzie Jagiellonów naliczono 136 zdarzeń, na rondzie Fordońskim - 67, rondzie Kujawskim - 65, na rondzie Grunwaldzkim - 53. Nie bez przyczyny, tylko rondo Bernardyńskie zostało „wyposażone” w kamery. Oszuści potrafili celowo jeździć wokół wysepki, aby sprowokować kolizję i bogacić się na odszkodowaniach. Monitoring ukrócił ten proceder, a 85 kamer zlokalizowanych w całym mieście pozwoliło na gromadzenie dowodów wykroczeń drogowych i nie tylko.
- Na przykład, dzięki zapisom ze Starego Rynku udało się odnaleźć sprawców włamania do galerii, a nagranie z okolic ronda Grunwaldzkiego zdemaskowało 3 młodych ludzi, którzy dla draki ukradli znak drogowy. Ogółem blisko 10 procent spraw udaje nam się rozwiązać przy wykorzystaniu taśm z miejskiego monitoringu - wylicza Maciej Daszkiewicz z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.
W sądzie do filmików z miasta podchodzi się z większym dystansem. Dlatego, wracając do sprawy Janusza N., można się zastanawiać, czy zapis z kamery z placu Kościeleckich jest dobrym dowodem w sprawie.
- Kamery są montowane przede wszystkim po to, aby utrzymać porządek i kontrolę w mieście. Jest to sprzęt różnej jakości, montowany przez różne firmy. Naturalnie w kwestiach spornych sięgamy po te nagrania, ale nie zawsze są to właściwe dowody w sprawie. Kiedy zapisy są nieczytelne, sędzia zawsze może uznać, że z dowodu nie wynikają żadne ustalenia - tłumaczy SSO Włodzimierz Hilla, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.