Pierwszych dziewięć lat swojego życia Filip Czarnecki spędził w Holandii, gdzie w czasach komunizmu jego rodzice wyjechali do pracy. Debiut sceniczny zaliczył już w wieku czterech lat, podczas konkursu recytatorskiego dla Polonii. I, jak opowiada, ten występ z pewnością zapamięta na długo.
- Mówiłem wtedy wiersz „Pożałuj mnie” Danuty Wawiłow. Miałem ze sobą różne rekwizyty, które pokazywałem podczas wystąpienia, ale kiedy padły słowa: „Jak się będziesz gniewać na mnie, to ołówki ci połamię”, to te ołówki nie chciały się połamać, co w domu wielokrotnie się udawało… Pamiętam, że wtedy się rozpłakałem i wybiegłem ze sceny – wspomina, dziś już ze śmiechem, młody wokalista. – Szczęśliwie, kiedy ochłonąłem, organizatorzy pozwolili mi spróbować jeszcze raz. Tym razem ołówek się złamał i bez problemu wyrecytowałem cały wiersz.
Po przyjeździe do Polski rodzina zamieszkała w Beskidach, a on rozpoczął naukę w Państwowej Szkole Muzycznej I, potem II stopnia w Cieszynie, w specjalności fortepian. Początkowo miał zostać pianistą i nie widział dla siebie innej drogi. To zmieniło się z czasem, kiedy nauczycielka muzyki w szkole podstawowej odkryła w nim talent do śpiewania. Pojawiły się pierwsze partie solowe na występach konkursowych, pierwsze nagrody. I wreszcie – pierwsze lekcje śpiewu u prywatnego nauczyciela.
Niedługo później Filip Czarnecki wziął udział w Cieszyńskiej Lidze Talentów, co zaowocowało nagrodą Grand Prix i występem dla wielotysięcznej publiczności podczas Święta Trzech Braci w Cieszynie. A w liceum przyszedł czas na wybranie ścieżki zawodowej.
- Często się mówi, że studia muzyczne to niepewna droga. Dlatego byłem przekonany, że zostanę przedsiębiorcą, że będę studiował ekonomię czy zarządzanie. Też właśnie w liceum miałem przerwę w śpiewaniu z uwagi na mutację. Pojawił się nowy głos, z którym nie byłem oswojony, co też rodziło frustrację, bo kolejne występy na konkursach przechodziły bez echa… Ale brakowało mi śpiewu, dlatego w końcu postawiłem wszystko na jedną kartę i w klasie maturalnej zacząłem przygotowania do egzaminów wstępnych, u znajomej, która wtedy studiowała w Bydgoszczy – opowiada Filip Czarnecki.
W Bydgoszczy bardziej wszechstronnie
Konkurencyjną do bydgoskiej była uczelnia w Katowicach, już wtedy znana jako renomowany ośrodek muzyczny. O ostatecznym wyborze zdecydowała nie tylko liczba chętnych na miejsce, ale również fakt, że muzykowi Bydgoszcz wydała się znacznie bardziej wszechstronna. Dodatkowo gród nad Brdą przyciągał doskonale znanymi nazwiskami, jak Szymon Nehring, Katarzyna Popowa-Zydroń czy Krzysztof Herdzin. I Krzysztof Iwaneczko, zwycięzca VI edycji programu „The Voice of Poland” – z którym do dziś nasz rozmówca pozostaje w serdecznych relacjach.
- Pomyślałem wtedy, że skoro Krzysztof tak śpiewa, to może byłoby to też dobre miejsce dla mnie. I udało mi się dostać do klasy prof. Zagdańskiej, u której miałem szansę rozwijać się przez pięć lat. A przystępując do rekrutacji, miałem zaledwie 17 lat, więc było to dla mnie wielkim osiągnięciem. Wtedy wydawało mi się, że już nic lepszego się w życiu nie wydarzy – mówi Filip Czarnecki.
To właśnie na studiach zaczął się interesować świadomą pracą głosem, a temat jego pracy magisterskiej dotyczył „Psychofizycznych aspektów wykonawstwa wokalnego w podejściu holistycznym”.
- Zanim zacząłem przygotowania do egzaminów wstępnych na bydgoskiej AM, nie pracowałem emisyjnie, więc na studiach, okazało się, że mam pewne braki. Że to, jak śpiewałem przez wiele lat, wcale się nie sprawdza, bo po prostu jest to niezdrowe. Zacząłem studiować anatomię, fizjologię aparatu głosowego. Jeździłem na konsultacje do Kasi Rościńskiej, na warsztaty i szkolenia, uczyłem się, jak ten głos wydobywać poprawnie. Potem połączyłem tę wiedzę ze swoimi doświadczeniami z sali lekcyjnej. I okazało się, że to działa – zauważa Filip Czarnecki.
Śpiewanie "na przeponie" to mit!
Po obronie na bydgoskiej uczelni Filip Czarnecki ukończył studia podyplomowe z rehabilitacji zaburzeń głosu na Uniwersytecie Łódzkim. Zaczął pracować jako rehabilitant głosu. W tym też czasie wraz z Anną Szutkiewicz utworzył Bydgoski Instytut Głosu, oferujący lekcje śpiewu i emisji głosu, rehabilitację zaburzeń głosu, a także warsztaty i szkolenia – tak o tematyce wokalnej, jak i z zakresu profilaktyki zaburzeń głosu.
- Zależało nam, żeby stworzyć centrum, w którym w jednym miejscu będzie można pracować nad głosem w podejściu interdyscyplinarnym: mamy nauczycieli śpiewu, emisji głosu, terapeutę manualnego – osteopatę, logopedkę. Oboje z Anią uważamy, że niezwykle ważne jest, żeby spojrzeć nie tylko na to, co dzieje się w aparacie głosowym, ale żeby zobaczyć człowieka jako całość – podkreśla.
Jak zauważa, osób które zgłaszają się na rehabilitację nie brakuje, a jednym z najczęstszych problemów, które prowadzą do zaburzeń, jest to, że wiele osób naucza śpiewu, niewiele wiedząc o emisji głosu. I często biorą za to niemałe pieniądze. Niekiedy uczący mają wieloletnie doświadczenie, ale nie aktualizują swojej wiedzy – a ta w ostatnich latach znacznie się rozwinęła.
- Częstym mitem jest, że do efektywnego śpiewania konieczne jest parcie brzuszne – tzw. podparcie czy „śpiewanie na przeponie”. Dziś już wiemy, że to nie działa, bo powoduje nadmierne napięcie i ciśnienie podgłośniowe prowadzące do blokowania się krtani – wyjaśnia Filip Czarnecki. – Jeszcze innym problemem jest wybieranie przez nauczycieli uczniów, którzy „mają predyspozycje”. Przez to wiele osób zamiast cieszyć się tym, że może się rozwijać, realizować pasję, obawia się, że brak im talentu. A ta rola talentu przecież wcale nie jest aż tak istotna. Zresztą, jakie to osiągnięcie dla nauczyciela, żeby rozwijać zdolności jedynie u tych, którzy już na starcie są świetnie przygotowani. Tak naprawdę odsetek osób z amuzją (nierozróżniających dźwięków muzycznych) jest niewielki. To około 1,5 proc. społeczeństwa.
Jak wymienia nasz rozmówca, nieprawidłowe używanie głosu może doprowadzić m.in. do dysfonii, nadmiernego napięcia, chrypki, matowego, słabego i cichego głosu, do szybkiej męczliwości czy niedomykalności.
- Zawsze podkreślam, jak ważny jest świadomy wybór odpowiedniego nauczyciela. Wiedza, czy jest to osoba nie tylko z doświadczeniem, ale też szkoląca się. Czy uczy w stylu, w którym się kształciła. Jest wiele problemów, których można by uniknąć, gdyby nasi uczniowie i pacjenci od początku byli prowadzeni w prawidłowy sposób. Ale niestety mało kto zdaje sobie sprawę, jak odpowiedzialny jest zawód nauczyciela śpiewu – dodaje.
Bydgoski Instytyt Głosu zaprasza na koncert
Prywatnie Filip Czarnecki interesuje się podróżami, językami obcymi oraz architekturą. Jak mówi, jest wielkim fanem bydgoskich secesyjnych kamienic. Lubi też sztukę współczesną i antyki. W niedzielę, 22 września, wraz ze społecznością Bydgoskiego Instytutu Głosu wystąpi podczas koncertu charytatywnego na pikniku „Łatwo Pomagać” na Wyspie Młyńskiej. Z kolei 27 września weźmie udział w Koncercie Bydgoskich Muzyków w Miejskim Centrum Kultury w Bydgoszczy.
