https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Muzyka w nawiasie

Sonia Gruszka
Skąd wzięliście Panowie pomysł na swoją pierwszą płytę pt. „Muzyka bez granic”?

Rozmowa z JACKIEM KĘCIKIEM, WALDEMAREM MALICKIM i BERNARDEM CHMIELARZEM, twórcami Filharmonii Dowcipu

<!** Image 2 align=none alt="Image 182542" sub="Od lewej: Bernard Chmielarz, Waldemar Malicki i Jacek Kęcik">Skąd wzięliście Panowie pomysł na swoją pierwszą płytę pt. „Muzyka bez granic”?

Jacek Kęcik: - W Operze Nova nagraliśmy 23 odcinki programu telewizyjnego pt. „Laskowik & Malicki”. Program w jego oryginalnej wersji był znakomicie przyjęty przez widzów. A potem zaczęły się schody - montowane, składane i emitowane byle jak powtórki. Ot taka telewizyjno-kabaretowa partanina.

<!** reklama>Oryginalny pomysł, czyli połączenie szlachetnej muzyki z kabaretem z wyższej półki, przepadł w gmatwaninie powtórek. Na szczęście spektakl „Laskowik & Malicki” w oryginalnej postaci przetrwał na wielkich scenach w Polsce. I właśnie z powodu tej gmatwaniny pojęciowej zdecydowaliśmy się wydać płytę, odzyskać tożsamość. Bo my nie jesteśmy kabaretem, lecz Filharmonią Dowcipu.

Sensem naszej działalności jest muzyka, jej trawestacja, żart obyczajowy, widowisko zbudowane na kontrapunktowych emocjach. I płyta ma w sobie te emocje. Jest dla nas zarazem pretekstem do pokazania publiczności dwuczęściowego, zwartego programu artystycznego i spotkania z widzami nie tylko na scenie, ale także oko w oko. Po prapremierze „Muzyki bez granic” w Krakowie podpisywaliśmy tę płytę po występie, rozmawialiśmy z każdym widzem. Podpisaliśmy 260 krążków - było tyle samo rozmów, uśmiechów, rad, opinii.

Czy bydgoska publiczność też może liczyć na kontakt z Filharmonią Dowcipu?

J.K.: - Zdecydowanie tak. Po koncertach nigdy nie uciekamy od razu do hotelu. Zawsze czekamy na widzów i na ich uwagi. Podczas podpisywania płyt jest luźny klimat, widzowie są zrelaksowani, my jeszcze na lekkiej adrenalinie, ale już po spięciu scenicznym.

Mam nadzieję, że publiczność bydgoska zauważy, doceni naszą pracę i na własne oczy przekona się, że cena biletów - wiemy, że wysoka - nie jest z powietrza. Te kilka tirów, które zaparkują w nocy pod filharmonią, następnego dnia wyrzucą z siebie tony świateł, aparatury dźwiękowej, instrumentów, no i tego, co najważniejsze - naprawdę wyjątkowych artystów.

Co śmieszy Panów najbardziej?

J.K.: - Życie! Potrafić smakować. To nasz najpiękniejszy dar. Śmiejemy się z tych, którzy tego nie doceniają. Mnie bawią wszystkie aspekty życia. Mam lekkie podejście do obyczajowości. W skeczach pojawia się seksizm, ale przyprawiony nutką serdeczności. Wszystko w spektaklu jest żartem. Słowo, muzyka, gest, zachowanie, sposób gry aktorskiej.

Wszystko jest w nawiasie. Uśmiechamy się do życia i dworujemy sobie z nadętych, sztucznych artystycznych bytów, które uważają siebie za pępek świata, a nie wiedzą, że świat o ich pępku nie ma pojęcia.

Waldemar Malicki: - Ja lubię eksperymenty i zaskoczenie. Lubię, gdy dowcip wodzi uwagą, po czym nagle staje się nieprzewidywalny. Zawsze cenię umiejętności artystyczne. Kręci mnie humor literacki. Podziwiam muzyków, którzy bawią się wirtuozerią; żartują, że nie umieją, a potrafią doskonale.

Który z Panów szuka się w muzyce potencjału na stylistyczne przekształcenia?

J.K.: - Pracując nad pomysłem spotykamy się we trzech. Ja nie mam pojęcia o zasadach kompozycji. Moja wiedza o muzyce jest mierna, odbieram ją emocjonalnie, dlatego koledzy traktują mnie jak filtr, który odrzuca z klasyki to, co hermetyczne i niezrozumiałe, dodając jej popowego ducha.

W drugą stronę też to działa. Rzucam jakiś pomysł skrajnie popowy i w tym momencie moi partnerzy zastanawiają się, jak go przełożyć na swój klasyczny język. To jest twórczy tygiel. A zapisać go i uporządkować to już potrafi tylko Benek. On jest genialny.

Czasami nudzi, a tu już go szturcha Waldek, a potem na próbie z orkiestrą znowu koledzy filtrują wszystko przeze mnie, chociaż z pewną przykrością muszę stwierdzić, że po tylu latach wspólnej pracy powoli staję się jako filtr coraz mniej potrzebny. I Benek, i Waldek co pomysł, to trafiają w punkt.

Dlaczego odchodzi Pan od muzyki klasycznej, nadając jej rozrywkowy charakter, nie kusiło Pana, by od początku kariery zająć się rozrywką?

W.M.: - To przez mój charakter. Taki jestem, taki mam stan ducha. Rozrywka zawsze była dla mnie zbyt łatwa. Nudzę się słuchając współczesnej muzyki rozrywkowej. Zawsze pasjonowała mnie muzyka klasyczna, ale nadszedł moment, w którym i ona mi się przejadła. Wtedy zacząłem traktować ją z większym luzem.

Co jest najważniejsze w aranżowaniu utworów między różnymi stylami?

Bernard Chmielarz: - W moich aranżacjach i kompozycjach stosuję zabiegi różnego rodzaju. Podszywam się na przykład pod innego kompozytora i wówczas stosuję takie środki, żeby słuchacz miał wrażenie, że jest to utwór np. Bacha czy Czajkowskiego.

Muszę więc, w krótkiej zazwyczaj formie, zawrzeć pewne najbardziej charakterystyczne cechy jego warsztatu - harmonię, instrumentację czy specyficzny sposób prowadzenia melodii. Czasami moje zadanie polega na czymś odwrotnym, np. na tym, by XIX-wiecznej kompozycji nadać brzmienie muzyki rozrywkowej, granej i słuchanej dzisiaj.

Największą satysfakcję mam wtedy, gdy udaje mi się oszukać ucho słuchacza i z niespełna dwudziestoosobowym zespołem uzyskać brzmienie wielkiej orkiestry - tak jest, gdy gramy np. motywy z kompozycji Straussa, Musorgskiego czy Orffa. Są też aranżacje, w których nie muszę nikogo naśladować, mogę pisać tak, jak sam czuję i lubię.

Ważna jest jednak umiejętność swobodnego poruszania się w różnych stylach muzycznych. To jest cecha Filharmonii Dowcipu.

W czym tkwi oryginalność Filharmonii Dowcipu?

W.M.: - Sam koncept tego przedsięwzięcia jest zupełnie inny od tego, co znali widzowie do tej pory. Wszyscy inni grają koncerty. Może być muzyka muzealna z Chopinem, może być eksperymentalny jazz z Leszkiem Możdżerem i wiele innych muzycznych pomysłów.

Filharmonia Dowcipu nie gra koncertów, lecz widowiska muzyczne. Muzyka nie wypełnia w 100 procentach naszego czasu. Jest słowo, akcja, fabuła, gra aktorska, scenografia. Nasza płyta jest jakby muzycznym zapisem teledysku scenicznego.

B.C.: - Dla mnie FD jest ideą. Jest myślą, która kiełkowała niezależnie w głowie Jacka, Waldka i mojej, ale przez wiele lat nie mogła się zmaterializować. Zaczęliśmy od pomysłów, zaskakujących rozwiązań muzycznych, literackich, dramaturgicznych i dopiero wówczas rozpoczęło się budowanie zespołu. Naszym pomysłem na Filharmonię Dowcipu jest dawanie publiczności szlachetnej rozrywki.


Filharmonia Dowcipu

Filharmonia Dowcipu to przedsięwzięcie muzyczno-kabaretowe, którego autorami są: reżyser Jacek Kęcik, pianista Waldemar Malicki i kompozytor Bernard Chmielarz, przygotowywane z udziałem wokalistów i muzyków symfonicznych. Łączy oryginalne aranżacje muzyki klasycznej i rozrywkowej oraz skecze.

Filharmonia Dowcipu wystąpi w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy 11 grudnia o godz. 17.00 i 20.00.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski