Cztery lata błagań, tłumaczeń, protestów, pisania petycji. Tysiące kobiet samotnie wychowujących dzieci może odczuwać satysfakcję. Ich wysiłek nie poszedł na marne. Rzutem na taśmę Sejm przywrócił zlikwidowany w 2003 roku Fundusz Alimentacyjny.
<!** Image 2 align=right alt="Image 63372" sub="Daria Cieplik aktywnie zaangażowała się w działalność zmierzającą do jak najszybszego przywrócenia Funduszu Alimentacyjnego / Fot. Jacek Smarz">Daria Cieplik z Torunia. Wiek: średni. Wzrost: średni. Siła charakteru: ponadprzeciętna (podobnie jak głosu, bo jest nauczycielką). Dzieci w wieku wczesnoszkolnym. Listopad 2003 roku, gdy Sejm zdecydował o likwidacji Funduszu Alimentacyjnego, pamięta dobrze. Najpierw dotarła do niej wiadomość, że traci pieniądze na 5-letnią córkę i 7-letniego syna. Potem pomyślała, że nie wszystko jeszcze stracone, bo ustawę może zawetować prezydent Aleksander Kwaśniewski. Z telewizji i gazet dowiedziała się, że kobiety chcą protestować.
Myślałam, że jestem sama
- Jednego dnia przyszłyśmy zarejestrować stowarzyszenie w obronie Funduszu Alimentacyjnego - ja i Irena Dąbrowska. Wcześniej się nie znałyśmy - wspomina Daria Cieplik. - W ogóle żyłam w jakimś wstydliwym przekonaniu, że w Toruniu to pewnie jestem sama z takim problemem. Tymczasem z dnia na dzień przekonałam się, że jest nas masa.
Przykład Ireny dał jej do myślenia. Samotna matka wychowująca syna o najcięższym stopniu niepełnosprawności. „Uwiązana w domu” - to potoczne określenie w jej przypadku nabierało najwłaściwszego znaczenia. Kobieta z perspektywą opiekowania się dzieckiem do końca. Bo ono nigdy nie będzie samodzielne, nigdy nie pójdzie do pracy. (Po czterech latach, w sejmowej podkomisji, Daria Cieplik długopisem dopisze do projektu ustawy punkt o bezterminowych alimentach dla takich matek).
W listopadzie 2003 roku torunianki skontaktowały się też z Renatą Iwaniec, nauczycielką historii z Tarnowa, która stała się liderką ogólnopolskiego ruchu. Poradziła, żeby organizować się regionalnie i szukać pomocy w biurach poselskich. Z Bydgoszczy przyjechała Ilona Janiszewska (żelazny charakter do dziś, wtedy - bardzo zła sytuacja materialna).
- Wspólnie zainicjowałyśmy ruch w regionie - mówi Daria Cieplik. - Wówczas najważniejsze dla nas było, by prezydent zawetował ustawę. Zbierałyśmy podpisy pod listami. Setki kobiet z Bydgoszczy, Torunia, Grudziądza, Brodnicy i innych miejscowości słało listy i maile do Aleksandra i Jolanty Kwaśniewskich. Zaczęły nawet do nich pielgrzymować. W ciągu kilku dni udało się Polkom zebrać 170 tysięcy podpisów poparcia. Wtedy zrozumiałam, ile nas jest.
Państwo się wypięło
Ale prezydent nie skorzystał z prawa weta. „Zrobił dzieciom prezent pod choinkę” - tak do dziś komentują zachowanie Kwaśniewskiego rozgoryczone kobiety. Boże Narodzenie 2003 roku zapamiętają jako najsmutniejsze święta w życiu. Nie dlatego, że ostatecznie przyklepano likwidację funduszu. Dlatego, że poczuły się odepchnięte i zlekceważone. Że po listopadowym zrywie społecznym państwo wypięło się na nie i ich dzieci.
A korzystało ich z funduszu w końcu niemało, bo ponad 500 tysięcy.
Zlikwidowany Fundusz Alimentacyjny zastąpiła Ustawa o świadczeniach rodzinnych, autorstwa Jolanty Banach, posłanki SdPl. Podstawową formą pomocy staje się zasiłek rodzinny przyznawany tym rodzinom, w których dochód na osobę nie przekracza 504 zł, a w przypadku dziecka niepełnosprawnego, 583. Najniższy zasiłek wynosi 43 zł. Oprócz tego, przewidziany jest dodatek do zasiłku dla osób samotnie wychowujących dziecko w wysokości 170 zł, na dziecko niepełnosprawne - 250 zł. Sęk w tym, że dotyczy to tylko osób mających prawny status osoby samotnie wychowującej dziecko (panna/kawaler, orzeczone rozwód bądź separacja).
Dodatek z tytułu kształcenia i rehabilitacji dziecka niepełnosprawnego to 50 zł dla dzieci do 5 lat, na dzieci od 6 do 24 lat - 70 zł. Świadczenia wypłacane są do chwili osiągnięcia przez dziecko pełnoletności, chyba że się uczy, wtedy okres przedłużony jest do 21 roku życia. Nie obejmuje to jednak studiów wyższych, czyli studenci pozbawieni są świadczeń.
<!** reklama left>- To bardzo zła ustawa. Krzywdząca tysiące dzieci i samotnie wychowujących je rodziców (głównie matek), przede wszystkim materialnie - uważa Daria Cieplik. - Ale nie tylko. Zapis o „samotnym rodzicielstwie” wyklucza pomoc kobietom, które na nowo próbują ułożyć sobie życie. Nawet, jeśli tylko wchodzą w konkubinaty.
Później część zapisów tej ustawy Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodną z konstytucją. Uznano ją też za łamiąca Konwencję Praw Dziecka. Ale negatywnych skutków nie udało się zatrzymać. Przez Polskę przetoczyła się fala rozwodów, po części fikcyjnych. Chodziło po prostu o to, by „dopasować się” do przepisów.
Dzieci przed Sejmem
Daria Cieplik i Irena Dąbrowska znalazły pomoc w biurach toruńskich posłów Prawa i Sprawiedliwości: Zbigniewa Girzyńskiego i Antoniego Mężydły. Kobiety organizowały się w całym kraju. Zrodził się pomysł obywatelskiego projektu ustawy o gminnych funduszach alimentacyjnych. Komitet inicjatywy ustawodawczej założyła Renata Iwaniec.
Gorycz i bunt w kobietach narastały. 26 maja (Dzień Matki) 2004 roku część z nich spędziła w Warszawie, przed Sejmem. Takiego protestu ulica Wiejska dawno nie widziała. Koło godziny 14 dotarło tu kilkaset kobiet i dzieci z Gdańska, Lublina, Tarnowa, Krakowa i innych miast.
- Od nas pojechał cały autobus, ponad 40 osób - wspomina Daria. - Irena Dąbrowska zabrała swojego syna na wózku inwalidzkim. Nie była jedyną w takiej sytuacji. W pamięć zapadły mi kobiety z Lublina. Były „najostrzejsze” . W policjantów chciały rzucać jajami, na ulicy palić ogniska. Ale Renata Iwaniec zawsze nawoływała do spokoju. Teraz tak sobie myślę, że może jednak trzeba było tymi jajami rzucać...
Dramatyczne opowieści, transparenty, piosenki, łzy, płacz dzieci - tak wyglądał ten Dzień Matki. Potem: odwiedziny posłów (PiS, Samoobrony, LPR) i policji.
Brakowało na życie
Obywatelski projekt ustawy o Funduszu Alimentacyjnym w 2006 roku posłowie uznali za zły i nieaktualny. Kobietom opadły ręce. Po prawie trzech latach walki czuły się klasycznie wykiwane. Prawo i Sprawiedliwość obiecywało im przywrócenie funduszu, wystawiło działaczki do wyborów samorządowych w listopadzie 2006 roku. Startowały z ostatnich miejsc na listach.
- Nie miałyśmy ani pieniędzy, ani znanych twarzy. Radną została chyba tylko jedna - Alicja Łabędzka z Podkarpacia - przypomina sobie Daria Cieplik, która też kandydowała.
Coraz częściej alimenciarom zarzucano, że mieszają się do polityki, że chodzi im tylko o kariery, że manipulują lub są manipulowane. Ruch feministyczny ostro odciął się od samotnych matek. A one czuły się oszukane przez PiS. Większości z nich wyczerpały się siły. Nie było skąd brać pieniędzy na listy, telefony, wyjazdy. Bo brakowało po prostu na życie.
W grudniu 2006 roku kobiety zgodziły się na propozycje PiS, by pracować nad poselskim projektem przywrócenia Funduszu Alimentacyjnego. Daria Cieplik jeździła do Warszawy jako przedstawicielka „strony społecznej”. Sejmowej podkomisji przewodniczył Tomasz Latos, poseł PiS z Bydgoszczy. Wspierała Anna Sobecka, kontrowersyjna parlamentarzystka Ruchu Ludowo-Narodowego z Torunia.
Ale jeszcze miesiąc temu polityczny klimat nie wskazywał na to, by komuś u góry zależało na Funduszu Alimentacyjnym. Postęp prac blokował przez kilka miesięcy brak stanowiska rządu.
- Paradoksalnie, pomogły nam samorozwiązanie Sejmu i perspektywa przyspieszonych wyborów. Pamiętnego 7 września, wśród innych hurtowo głosowanych ustaw, przeszła i nasza - cieszy się Daria Cieplik. - Moje dzieci mają teraz 9 i 11 lat. Dużo rozumieją. Razem ze mną dostały lekcję demokracji.