<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/szczepanski_artur.jpg" >O medal w Pekinie nawet się jeszcze nie otarliśmy i to nie jest najgorsze, gdyż o olimpijskie trofea, jak widać, jest w Pekinie bardzo trudno. Dostaję jednak szału, gdy po niemal każdym występie zawodnika dowiaduję się, że w przypadku żeglarzy wiatr strasznie kręci, na pływalni zawody rozpoczynają się zbyt wcześnie, a w hali, w której odbywa się współzawodnictwo szermierzy, krzywdzą nas sędziowie, o przeciwnikach nie wspominając.
Codziennie w nocy lub wczesnym rankiem dowiaduję się, że pływacy dopiero się przecierają, szermierze czekają na walkę drużynową, a sztangę dźwigają jeszcze nie ci z naszych, na których liczymy. Niestety, obawiam się, że na takich tłumaczeniach i obietnicach upłyną nam te chińskie igrzyska, bo aby wygrać w Pekinie, nie wystarcza już bić rekordów życiowych, do których część naszych sportowców nawet się nie zbliżyła - medale gwarantują rekordy świata. Boli i to bardzo fakt, że wypadamy poniżej zajmowanych pozycji rankingowych, a to już może budzić niepokój. Nasi telewizyjni sprawozdawcy, mistrzowie dobrej miny do złej gry, uparcie wmawiają mi, że Polacy wreszcie się odblokują. Wątpię, bo druga strona olimpijskiego medalu to ilość basenów, boisk, kortów i sal gimnastycznych na głowę obywatela, który w naszym kraju już za młodu ma szansę na skrzywienie kręgosłupa, lekcje wychowania fizycznego na szkolnym korytarzu i dres, w którym zamiast biegać, zwykło się chadzać na proszone kolacje i ważne uroczystości rodzinne.
Przecież nawet metalowe bramki na polskich boiskach służą do zabijania dzieci i młodzieży. W efekcie stajemy się na igrzyskach w Pekinie czempionami następnej szansy, ofiarami meczów o wszystko i nawet nie macie Państwo pojęcia, jak bardzo chciałbym się mylić i po kolejnym dniu olimpijskich zmagań móc napisać, że nie jest aż tak źle, jak mi się wydaje.