Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między zdrowym a ozdrowieńcem jest Doktor Cebula z telefonu [Kronika bydgoska]

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
Kto "zdał" ten skomplikowany test, a komu się zdawało?...
Kto "zdał" ten skomplikowany test, a komu się zdawało?... Fot.Archwium Expressu Bydgoskiego/PPG
Przespaliśmy systemowo i wiosnę, i lato. Przygotowanie do walki z koronawirusem? Jak w zabawie. Na kogo wypadnie, na tego bęc.

Zobacz wideo: Nie będzie narodowej kwarantanny

Tak się złożyło, że córka w dzieciństwie nosiła aparat ortodontyczny, który wtedy był u nas jeszcze zjawiskiem dość awangardowym. Trudno było przekonać do niego dziecko, ale używanie go było motywowane wyższą koniecznością niż korekta krzywych ząbków. Pech chciał, że musiałyśmy wtedy często bywać u pewnej pani doktor, która na widok metalu w ustach zawsze reagowała agresywnie, wygłaszając niewychowawcze tyrady o krzywdzie wyrządzanej dzieciom. Ospa czy kaszel – za każdym razem w pakiecie dostawałyśmy dodatkowy bagaż: skrajnie subiektywny punkt medycznego widzenia. Szukaliśmy pomocy w konkretnej sprawie, a zawsze konsultacji towarzyszyły fobie czy zdania odrębne pani pediatry. Mamy to już szczęśliwie za sobą, teraz jednak zdaje się, że coraz powszechniej mamy do czynienia z podobnymi lekarskimi „szkołami”, od których zależy już naprawdę ważne postępowanie medyczne. Zakażenia koronawirusem są tak powszechne, że niemal każdy z nas ma kogoś bliskiego czy znajomego, kto je przechodził. I stawał wobec sytuacji, że jego droga zdrowienia była zależna nie tylko od doświadczenia, ale i od podejścia do problemu konkretnego medyka. Chodzi o tę wielką grupę bez- i skąpoobjawowych chorych, których los może zależeć od tego, czy trafi w pierwszym kontakcie po drugiej stronie słuchawki na miłośnika leczenia gorączki i bólu głowy antybiotykami czy... cebulą. Czy na dyżurze zastanie panią doktor sfiksowaną na przykładowym aparacie ortodontycznym, czy doktora myślącego krok dalej…
Przykład z pierwszej ręki pokazał mi właśnie takie dwie ścieżki postępowania. Jest spora temperatura i jest złe samopoczucie, jest kilku kolegów z pracy ze zdiagnozowanym covidem, ale i takich, którzy i temperaturę, i łamanie w kościach przechorowali w domu, bez testów.

I mamy oto pierwszy kontakt z bydgoskim lekarzem pierwszego kontaktu: zbijamy temperaturę, odpoczywamy, nawadniamy się. A jak nie przejdzie, zgłaszamy się po skierowanie na test. Objawy chorego znikają, ale nieoczekiwanie wracają. I dochodzą nowe, te klasycznie covidowe (utrata węchu). Więc drugi kontakt, inny lekarz i... Nieee… Nie zbijamy temperatury, jemy czosnek, cebulę, odpoczywamy. Nie testujemy, bo objawy są niewystarczające.

No i może OK. Organizacyjnie. Bo może i lepiej nawet nie mieć w domu decyzji sanepidu. Chory ogranicza aktywność do łóżka i trasy pokój – łazienka, żona biega po mieszkaniu ze szmatką i płynem odkażającym, ale raz na trzy dni jednak może wybiec i do sklepu. Wszystko z rozsądkiem, troską o innych, ale i poza statystykami, prawda? Ze świadomością, że Doktor Cebula w całym kraju z chłodną głową (swoją) pozostawia tysiące prawie na pewno chorych. Ich ciemna liczba nie tylko sprawia, że potencjalne zagrożenie epidemiczne się niesie znacznie szerzej, ale ma też realny wpływ na liczby, od których zależą decyzje gospodarcze. Więc każde wystąpienie premiera w telewizyjnym/komputerowym okienku trzeba przyjmować z jeszcze większą rezerwą. I przerażeniem, jak bardzo jesteśmy, systemowo właśnie, nieprzygotowani do tego, co nadeszło.
Przerażająco trafnie i prosto brzmi wobec tego diagnoza najbardziej medialnego eksperta od koronawirusa, prof. Krzysztofa Simona z wrocławskiego szpitala zakaźnego:

„O tym, że będzie problem i wzrost zakażeń jesienią, wiedzieliśmy dokładnie od początku tego roku. O tym wiedzieli wszyscy: i rządzący, i lekarze. Skala była trudna do oceny, ale należało się przygotować. A tego nie zrobiono. Rząd przespał cztery miesiące.”

(za portalem GazetaWroclawska.pl). To widać nie tylko z własnych doświadczeń, nie tylko z obrazków karetek z chorymi wyczekującymi pod SOR-ami. To krzyczy choćby z apeli do ozdrowieńców, by oddawali osocze. Kilka dni temu powieliliśmy wystąpienie znanego bydgoskiego dziennikarza i coucha, zdeterminowanego po wyzdrowieniu, by oddać osocze, i zupełnie bezradnego wobec kłopotów z tym związanych. Zupełnie niezawinionych przez obsługę centrum krwiodawstwa, która – podobnie jak pracownicy sanepidów – daje z siebie tysiąc procent, by opanować sytuację. Mieliśmy wiosnę i lato, gdy „pasjonowaliśmy” się szykanowaniem środowisk LGBT i rekonstrukcją rządu. Nie zbieraliśmy osocza, nie wspieraliśmy tlenem szpitali, nie nostryfikowaliśmy ukraińskich dyplomów, nie budowaliśmy systemu. To teraz mamy igranie z życiem i śmiercią ludzi. I Doktor Cebulę na pierwszej linii frontu...

Za co zapłacisz więcej od 2021 roku?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo