Dwie ławeczki solarne pojawiły się w mieście w 2018 roku, były swego rodzaju technologiczną nowinką. Miały wbudowane panele fotowoltaiczne, które generowały energię potrzebną do zasilania smartfona – wystarczyło przysiąść na ławce i wpiąć telefon, by go naładować. Dodatkowo ławki były podświetlone oświetleniem ledowym, robiły świetne wrażenie. Ławki kosztowały niemal 10 tysięcy złotych, ale 85 procent tej sumy pochodziło ze środków unijnych, z międzynarodowego projektu Interreg Central Europe CitiEnGov: Miasta dla dobrego zarządzania energią.
Ławki wpadły w oko bezdomnym
Ławeczki spodobały się bydgoszczanom, ale nowością najbardziej zachwycili się miejscowi bezdomni, którzy przejęli je na własność. Obie – zarówno ta na ul. Gdańskiej jak i ta z ul. Mostowej - stały się dla nich bazą, okupowali je niemal bez przerwy. Ławka przy ulicy Gdańskiej stała się obozowiskiem dla kilku mężczyzn, pod nią znaleźć można było resztki jedzenia pozostawiane przez „gospodarzy”. Wszystko w samym centrum miasta, na widoku mieszkańców i turystów. Dopóki jednak bezdomni nie zakłócali ciszy nocnej i nie pili alkoholu straż miejska nie miała powodów do interwencji. Podobna sytuacja miała miejsce z ławeczką przy ulicy Mostowej – tam również urządzili się bezdomni. Szybko oba urządzenia przestały spełniać swoje funkcje, bydgoszczanie albo nie mogli na nich siadać, albo – ze względu na higienę – nie chcieli.
- Dlatego – zgodnie z zaleceniem plastyka miejskiego – przenieśliśmy ławeczkę z ul. Gdańskiej pod budynek nowej „Astorii”, gdzie dobrze z obiektem harmonizuje – tłumaczy Marta Stachowiak, rzecznik prezydenta Bydgoszczy.
Co stało się z drugą ławką solarną, która zniknęła z ul. Mostowej? Urzędnicy nie chcą mówić o szczegółach, ale prawda jest taka, że była tak często zabrudzana moczem, że się popsuła i jest obecnie w konserwacji.
To Cię może też zainteresować
Na Dworcowej też nie posiedzą
Stawianie w centrum nowych ławek, często postulowane przez mieszkańców, okazuje się dość ryzykowne. Niektórzy zauważyli, że z ul. Dworcowej zniknęła większość z tych, które ustawiono tuz po rewitalizacji ulicy. Nie, nie dlatego, że je zniszczono. Okazało się, że chcieli tego sami mieszkańcy i właściciele barów i restauracji.
- Służyły one menelom, którzy na nich spali, wygrzewali się całe dnie i sępili kasę od przechodniów. Wiem, że robili wstyd właścicielom gastronomii, ale za drobny „haracz” wynosili się gdzieś dalej. Wszyscy mieli ich dość, teraz ławeczek nie ma, jest trochę spokojniej. Oni oczywiście nie zniknęli, teraz wystają w bramach albo siedzą bliżej dworca – mówi nam mieszaniec Śródmieścia.
