Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maszyna tak nie potrafi

Katarzyna Idczak
Spacerując po Śródmieściu, można natknąć się na małe zakłady usługowe. Ostatni mistrzowie od dziesiątek lat wykorzystują stare narzędzia i sobie tylko znane tajniki. Kiedy ich zabraknie, fach zaniknie...

Spacerując po Śródmieściu, można natknąć się na małe zakłady usługowe. Ostatni mistrzowie od dziesiątek lat wykorzystują stare narzędzia i sobie tylko znane tajniki. Kiedy ich zabraknie, fach zaniknie...

<!** Image 4 align=none alt="Image 186236" sub="Ryszard Trzciński specjalizuje się w wyszywaniu żołnierskich proporców i strażackich chorągwi. Fot.: Tymon Markowski">Przy ulicy Pomorskiej zatrzymujemy się w zakładzie introligatorskim. To rodzinny interes z ponad 60-letnią tradycją. Od razu po wejściu uwagę przykuwa ciężka żeliwna maszyna. - To gilotyno-praso-złociarka marki „Krause”. Ma ponad 200 lat, a mój ojciec zaczął na niej pracować, kiedy miał 16 lat. Służy mi do dziś. Wystarczy ją dobrze naoliwić - wyjaśnia Włodzimierz Chełmiński, który prowadzi zakład z żoną Elżbietą.

Historia maszyny sięga jeszcze czasów przedwojennych, kiedy ojciec pana Włodzimierza znalazł pracę u fabrykanta Krzyckiego, który prowadził prasę i introligatornię w Żninie. Na początku chłopak był kurierem, a z czasem zasłużył na to, aby przyuczyć go do zawodu. Kiedy wybuchła wojna, właściciel uciekł z rodziną na zachód i zostawił podopiecznemu maszynę. Z czasem zakład z nowym właścicielem odrodził się w Bydgoszczy.

- Gdy czuję się zmęczony i złapię maszynę tam, gdzie mój ojciec trzymał ręce, to mówię: tato, pomóż mi. I dostaję energię - mówi Włodzimierz Chełmiński. - Kiedyś miałem tysiące zleceń, bo były duże zakłady państwowe. Zamawiano oprawy monitorów, dokumentów, dzienniki ustaw. Dziś to wszystko robią komputery. Introligatornie są na wymarciu. Nie mam też potomków ani uczniów, a każdego mógłbym wyksztacić i przekazać mu tajniki, które znam.

<!** reklama>Z usług bydgoskiego zakładu korzystają czasem klienci z Krakowa czy Poznania, którzy w skórzane obwoluty oprawiają starodruki. W naszym mieście bardziej im się to opłaca.

W bramie kamienicy przy ulicy Kwiatowej wisi szyld „Hafciarstwo ręczne”. Nie ma to jednak nic wspólnego z serwetkami i firankami... - Robimy sztandary, obszywamy mundury, gwiazdki, wykonujemy proporce okolicznościowe. Zasadniczym naszym zajęciem jest praca przy sztandarach, ale od ubiegłego roku jest bardzo kiepsko - martwi się Ryszard Trzciński, który - jak sam o sobie mówi - jest już sędziwym panem.

Mistrzynią hafciarstwa jest jego żona, pani Alicja, która nauczyła się fachu od teściowej. - Mama była hafciarką we Lwowie. Potem przeprowadziliśmy się i po wojnie jako pierwsza w Bydgoszczy robiła sztandary - opowiada nasz rozmówca.

<!** Image 3 align=none alt="Image 186236" sub="Introligator Włodzimierz Chełmiński do dziś wykonuje oprawy na starej, ponad 200-letniej maszynie Fot.: Tymon Markowski">Na ścianach w skromnym zakładzie wiszą wzory strażackich dystynkcji i fotografie wykonanych chorągwi. Na biurku stoją wielkie szpule srebrzystych i kolorowych nici.

- Napisy na sztandarach się zmieniają. Dawniej strażacy zamawiali sentencję: „W Służbie Ojczyzny Ludowej”, później było: „W Służbie Ojczyzny”, a teraz niektórzy to chcą: „Bogu na Chwałę, Ludziom na Ratunek” - wspomina Ryszard Trzciński - Ręczny haft jest drogi. Jedną gwiazdkę robi się 20 minut, i to bardzo szybko - opowiada z pasją i smutnieje od razu. - W tej chwili nawet z dystynkcjami to też nie bardzo, bo wprowadzili komputerowe, drukowane. Są dużo tańsze, ale nie ma tego efektu na oficerskim mundurze co dawniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!