Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Mamy nadzieję, że wyjaśnienie sprawy syna uratuje innych - mówią rodzice Mateusza

Tomasz Zieliński
Mateusz Rama miał trzy lata, kiedy zmarł w domu, pomimo interwencji pogotowia
Mateusz Rama miał trzy lata, kiedy zmarł w domu, pomimo interwencji pogotowia Nadesłane
NFZ zakończył kontrolę w firmie LTM Med. Potwierdził zarzut niewłaściwego wyposażenia karetki. Tymczasem prokuratura zakończyła pierwszą fazę postępowania w sprawie śmierci trzyletniego Mateusza.

Powracamy do sprawy leczenia i śmierci trzyletniego Mateusza Ramy. Chłopiec leczony był przez kilka miesięcy po zakrztuszeniu się jedzeniem. Po pobycie w kilku szpitalach w Bydgoszczy i Poznaniu zmarł pod koniec lipca, pomimo interwencji pogotowia. Podczas wyjaśniania sprawy zarysowało się wiele wątpliwości, często tylko luźno związanych ze sprawą Mateusza. Staramy się je wyjaśnić.
[break]
Ratownik bez uprawnień
Od kilku miesięcy „Express” pisze o przewiezieniu w czerwcu ub.r. Mateusza z bydgoskiego szpitala dziecięcego do kliniki w Poznaniu karetką firmy LTM Med. Miała ona jechać z ratownikiem bez uprawnień, a także brakować miało w niej zamówionego przez szpital sprzętu.
Z ustaleń „Expressu” wynika, że ratownik w karetce transportującej Mateusza to Andrzej Z., pracownik firmy LTM Med, a wcześniej - bydgoskiego pogotowia.
- Pracował u nas - mówił Krzysztof Tadrzak, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Bydgoszczy. - W styczniu 2012 roku zakwestionowano jego świadectwo ukończenia szkoły średniej.
Bydgoska Prokuratura Rejonowa-Północ potwierdza. - Wpłynęło do nas zawiadomienie o posłużeniu się podrobionymi dokumentami - informował „Express” prokurator Dariusz Bebyn. - Po zakończeniu postępowania skierowaliśmy sprawę do sądu. 21 sierpnia 2012 r. Andrzej Z. dobrowolnie poddał się karze. Wyrok - 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, 1000 zł grzywny i przepadek „świadectwa”.
Andrzejowi Z., mimo podejrzenia o sfałszowanie dokumentów, pozwolono odejść z pogotowia. Decyzję podjął ówczesny dyrektor, dr Jan Rzepecki, dziś pracujący w szpitalu w Brodnicy.

Ssaka nie było

Waldemar Achramowicz, szef firmy LTM Med, mówił „Expressowi”, że w karetce przewożącej Mateusza był potrzebny sprzęt: - Był ssak, czyli wymagane przez szpital urządzenie podczas przewozu pacjenta.
Narodowy Fundusz Zdrowia, na wniosek rodziców dziecka, skontrolował przewóz dziecka i...
- Potwierdziliśmy, że w karetce, mimo takiego wymogu, ssaka nie było - mówi Jan Raszeja, rzecznik prasowy kujawsko-pomorskiego NFZ. - Nie możemy jednak ukarać firmy, bo nie mamy z nią podpisanego kontraktu. Kontrolę mogliśmy przeprowadzić, bo była podwykonawcą dla szpitala dziecięcego, który z kolei zawarł umowę z NFZ.
Firma pośrednio ukarana została przez szpital dziecięcy. Lecznica zerwała kontrakt z LTM Med. Dyrektor szpitala, Jarosław Cegielski, potwierdził, że sprawa przewozu Mateusza była jedną z kilku przyczyn rozstania się z firmą.

Biegli powołani

Od lipca swoje postępowanie prowadzi też bydgoska prokuratura.
- Sprawa jest bardzo złożona, choćby z powodu faktu, że Mateusz przed śmiercią przez kilka miesięcy leczony był w różnych ośrodkach - mówi Dariusz Bebyn, rzecznik Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz - Północ. - Mamy niewielki poślizg w stosunku do planów, ale udało się nam wiele rzeczy wyjaśnić. Również dzięki aktywności dowodowej pokrzywdzonych, czyli rodziców Mateusza. Bardzo wnikliwie pochylaliśmy się nad zgłaszanymi przez nich wnioskami.
Kilka dni temu prokuratura przekazała akta sprawy biegłym. Sporządzenie opinii potrwa co najmniej kilka miesięcy, być może nawet do jesieni. Na czas jej sporządzenia sprawa została zawieszona.
- Wypowiadał się będzie zespół specjalistów z różnych dziedzin medycyny - tłumaczy Dariusz Bebyn.
- Bierzemy też pod uwagę, że nie jest to jedyna sprawa, w której opinię muszą przygotować, więc musimy być cierpliwi.
Rodzice Mateusza złożyli wniosek o przeprowadzenie specjalistycznych badań toksykologicznych. Mają one pomóc ustalić przyczynę śmierci Mateusza. To zresztą tylko część wniosków, złożonych do prokuratury.
- Życia Mateuszowi już nikt nie przywróci - mówi Tomasz Rama, tata zmarłego trzylatka. - Prosząc prokuraturę o wyjaśnienie wątpliwości, zbadanie przestrzegania procedur, wraz z żoną mamy nadzieję, że będzie to z pożytkiem dla innych pacjentów. Może w ten sposób uratujemy czyjeś życie?
Do sprawy powrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!