Bydgoski Urząd Pracy mógłby przekazać nawet 11 tysięcy złotych chętnym na prowadzenie miniprzedszkola. Zainteresowanych jednak na razie nie ma.
<!** Image 2 align=right alt="Image 43337" sub="Spore zainteresowanie balem dla dzieci z Klubu Malucha, działającego w „Modraczku”, pokazuje, że każda ciekawa oferta, która pozwoli matkom choć na chwilę oddechu, może w naszym mieście liczyć na sukces">W Toruniu bezrobotne matki, dzięki funduszom europejskim, będą mogły zakładać miniprzedszkola. Program „Dzienna mama” przyciągnął 24 kobiety. Panie będą w mieszkaniach, przystosowanych do potrzeb małych dzieci, opiekować się maluchami. W wyjątkowych sytuacjach rodzice będą mogli zostawić tam swoje pociechy nawet na noc. Prowadzić je będą panie, które z powodu przerwy na urlop macierzyński nie mogły dotąd znaleźć pracy.
- To oferta skierowana do kobiet od 27 roku życia, z wykształceniem pedagogicznym lub pokrewnym, które nie pracują od minimum trzech lat - mówi Monika Marchlewicz z Powiatowego Urzędu Pracy w Toruniu.
Dla zapracowanej mamy
- To ciekawa propozycja dla takich matek jak ja. Mam dwójkę dzieci i ogromny problem. Moje przedszkole jest czynne tylko do 16.30, a szef często życzy sobie, żebym została dłużej w pracy - mówi pani Ewa z Osowej Góry. - Poza tym, moja dwójka łapie tam różne choroby, a zwolnienie lekarskie też nie wpływa dobrze na atmosferę w pracy. W tak zorganizowanym przedszkolu miałyby dobrą opiekę, a ja nie musiałabym wymykać się z pracy.
<!** reklama left>Przełożenie tego pomysłu na bydgoski grunt nie będzie jednak łatwe. W już działających przedszkolach są bowiem wolne miejsca. - Mamy prawie pięć tysięcy miejsc dla maluchów w przedszkolach publicznych, z rekrutacją nie ma żadnych problemów. Rodzice płacą 109 złotych plus dzienną stawkę żywieniową - informuje Mirosława Glaza z Wydziału Edukacji bydgoskiego Urzędu Miasta.
Dobry pomysł, ale niełatwy
Idea podoba się za to dyrektorce bydgoskiego urzędu pracy.
- Znam toruński pomysł. Jest godzien uwagi, ale trudny - nie ukrywa Barbara Grabowska. - Przy tworzeniu takich miniprzedszkoli potrzebna jest zgoda sanepidu, kosztowna przebudowa mieszkania, choćby sanitariatów, badania lekarskie. Jeśli to ma być działanie legalne, to wypowiedzieć się musi też kuratorium, bo nawet w przedszkolu są już elementy edukacji. Jeśli jednak miałabym gwarancje, że dzięki takiej działalności kobiety wyjdą z bezrobocia, na taką inicjatywę i przystosowanie mieszkania do nowej funkcji mogłabym przeznaczyć nawet 11 tysięcy złotych - zapewnia dyrektorka. - Byłby to samograj. Zyskiwałaby zatrudniona przedszkolanka, a także kobiety, które dzięki opiece nad ich dziećmi, mogłyby znaleźć pracę - dodaje.
