Tylko urząd skarbowy może skontrolować rzetelność deklaracji majątkowych posłów czy senatorów. A błędy i pomyłki się zdarzają.
Nasi posłowie to specjaliści od rynku nieruchomości. Zdarza się im zapomnieć o wycenieniu swoich ponad 200 hektarów ziemi jak w wypadku posła Wojciecha Mojzesowicza, ale generalnie parlamentarzyści doskonale wiedzą, co w budownictwie „piszczy”. - Nie ma w oświadczeniu wyceny mojej ziemi? - dziwi się poseł. - To błąd techniczny, ani nie kupowałem ziemi, ani nie sprzedawałem, we wszystkich wcześniejszych oświadczeniach tę ziemię wpisywałem.
A warta jest 2,5 miliona złotych.
<!** reklama>- Jest pan specjalistą od nieruchomości? - pytamy posła Eugeniusza Kłopotka. - Nie, wyceniałem swój dom „na oko”. Sam go budowałem, więc wiem, ile kosztował. Poza tym, analizuję prasę, żeby się potem w oświadczeniu nie wygłupiać.
A pomyłka może mieć przykre konsekwencje, gdy zauważy ją urząd skarbowy, o czym przekonał się poseł Kłopotek osobiście. - W oświadczeniu i w PIT wykazałem co prawda identyczne dochody, ale w PIT były rozpisane szczegółowo, a w oświadczeniu tylko ogólnie. Musiałem stawić się w skarbówce, żeby wszystko powyjaśniać – mówi bydgoski parlamentarzysta.
Po oświadczeniach posłów widać wyraźnie, że skorzystali na boomie budowlanym w Polsce. - Niektóre nieruchomości w ciągu dwóch lat zdrożały nawet o 100 procent - mówi Maciej Łyszkiewicz, specjalista rynku nieruchomości z Bydgoszczy.
Wycenie specjalisty poddał swoją nieruchomość poseł Walkowiak. Wartość jego domu w ciągu niecałych dwóch lat wzrosła o 100 tysięcy złotych. - Mam dom w Osielsku. Uważam, że majątek osób podejmujących pracę publiczą powinien być znany, a działania przejrzyste. Myślę, że ukrywanie, gdzie dana nieruchomość się znajduje, jest bez sensu. Przecież dom w Osielsku czy 10 kilometrów za Koronowem mają zupełnie inną wartość i ludzie o tym wiedzą.
Tymczasem wszystkie oświadczenia majątkowe, które trafiają do Kancelarii Sejmu, a później na strony internetowe, są cenzurowane. Wycina się z nich lokalizację nieruchomości i adres zamieszkania. - Mimo wszystko to delikatna sprawa. Ktoś w końcu znał adres posłanki Pitery i spalił jej samochód - mówi poseł Walkowiak.
- Cała ta ochrona danych jest śmieszna - mówi poseł Mojzesowicz. - Pracuję w okręgu dobre kilkanaście lat, wszyscy wiedzą, gdzie mam swój dom, i jakie pole do mnie należy.