https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Ludzie na godziny

Mariusz Załuski
Ci pierwsi mieli pewnie jeszcze tę szczerą naiwność pionierów. Że już za chwileczkę wskoczą do ekstraklasy, że się uda na skróty i bezboleśnie. Dziś już nikt nie ma większych złudzeń. Moda na programy, które wśród Polaków-zwyklaków wyszukują talenty, co prawda nie minęła, ale nowi kandydaci na idoli rozumieją już chyba doskonale, że dokonają równie mało, co ich poprzednicy.

<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Ci pierwsi mieli pewnie jeszcze tę szczerą naiwność pionierów. Że już za chwileczkę wskoczą do ekstraklasy, że się uda na skróty i bezboleśnie. Dziś już nikt nie ma większych złudzeń. Moda na programy, które wśród Polaków-zwyklaków wyszukują talenty, co prawda nie minęła, ale nowi kandydaci na idoli rozumieją już chyba doskonale, że dokonają równie mało, co ich poprzednicy.

Piszę o tym akurat teraz, bo ukazała się nowa płyty Moniki Brodki, mocno dziś promowana. Panna Brodka to jeden z tych wyjątków, które potwierdzają regułę, choć wokalistka, która miała z hukiem zdetronizować starych wyżeraczy, ciągle traktowana jest bardziej jak potencjał na wielką gwiazdę niż gwiazda autentyczna. Ale przynajmniej nagrywa i ma realnych fanów. Pani Monika była laureatką trzeciego „Idola”, a pamięta ktoś, kto wygrał pierwszego? Nie? Nie dziwię się, bo Alicji Janosz nie pamiętają już najstarsi górale. Tak samo jak laureata „dwójki”, Krzysztofa Zalewskiego. Cóż, po „Idolach” pozostała nam jednak wielka gwiazda medialna - juror Kuba Wojewódzki, który akurat śpiewa tak sobie. Laureaci, którzy podbijać mieli rynek - Ewelina Flinta, Szymon Wydra, Tomek Makowiecki czy nasz regionalny Sławek Uniatowski - swoją godzinę sławy wykorzystali średnio. Niby są, ale przecież nikt nie zaliczy ich do topowych gwiazd.

<!** reklama>A wydawałoby się, że po telewizyjnej fabryce idoli, którą ogląda tydzień w tydzień kilka milionów widzów, artysta dostaje taki dopalacz promocyjny, że sukces musi być. Nawet jeśli wszystkim tak naprawdę zależy na sukcesie nie jego, ale programu, bo tam sprzedaje się reklamy. Na zdrowy rozum dla autorów programu ten sukces jest nawet średnio pożądany, bo przecież wkrótce rusza nowa edycja i trzeba zrobić miejsce dla kolejnych gwiazdek... Niestety, po zakończeniu finałów okazywało się, że nikt nie był przygotowany na natychmiastowe uderzenie, a publiczność pop ma krótką pamięć. Do tego część laureatów wpadała w łapy różnych dobrych wujów, którym tylko się wydawało, że są dobrzy w szołbiznesowe klocki.

Finaliści „You Can Dance” mają lepiej - zawsze przynajmniej mogą założyć szkołę tańca. Jeszcze inna sprawa to „Mam talent!”. Szoł to znakomity, ale jeśli wygrywa go duo akrobatów albo akordeonista, to choć są zjawiskowi, to jednocześnie tak niszowi, że nie bardzo wiadomo, co z nimi począć. Błyszczą w konkretnym programie, trochę tak jak pamiątki z Tunezji czy Egiptu - które radują serca na tamtejszych straganach, ale kiedy przywozimy je do Polski, wyglądają dziwacznie. Ale i tak program swoje robi, bo dostajemy fantastyczną panoramę ludzi, którym coś się w życiu chce. I właściwie to jest najważniejsze. Bo przecież ci wszyscy magicy od żonglowania, tresury kucyków, gry na liściach i tańcowania z kukiełkami zdają sobie chyba sprawę, że skazani są tylko na jednorazowy strzał. No, może jeszcze na parę występów w hipermarketach.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski