<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Aż w uszach zgrzyta, kiedy słucha się tych wszystkich zaklęć, broniących status quo w mediach publicznych. Że Teatr Telewizji, że misja, że nawet redaktor Lis wrócił, że Kabaret Starszych Panów świetny był... Zaklęcia płyną, a jednocześnie niektórzy dostojnicy z TVP wyczyniają programowe i finansowe cudeńka - aż zaczynamy wierzyć, że to tajni agenci TVN i Polsatu, mający do reszty obrzydzić nam telewizję publiczną.
Wczoraj znowu zagotowało się po informacjach o pomysłach prywatyzowania części mediów publicznych przez PO - i całe szczęście, że tym razem nie wycofano się szybko raczkiem, żeby giganta nie drażnić. Od lat jest bowiem tak samo - ochota na reformy słabnie wraz ze zbliżaniem się do kolejnych wyborów. A najważniejsze media publiczne coraz trudniej odróżnić od komercyjnych. W jednej telewizji tańcują na lodzie, w drugiej na parkiecie, a w trzeciej fikają w cyrku. Do tego w każdej telewizji jest lub był Tomasz Lis, co sprawia, że skacząc po kanałach możemy się zagubić, gdzie pan redaktor mówi misyjnie, a gdzie mówił komercyjnie.
<!** reklama>Pomysły niektórych członków PO są dosyć radykalne i - nie ukrywajmy - najbardziej uradują nadawców prywatnych. W szczególikach batalii, kto kogo w radzie i jak co komu podporządkować, ciężko jednak znaleźć odpowiedzi na elementarne pytania. Czego oczekujemy od publicznej TV, co rozumiemy pod pojęciem misji, jakie nisze pielęgnować, a jakie nie, bo na wszystko nas nie stać. Po prostu, co ma być na końcu drogi. Boję się, że ruszymy w bój - choćby kończąc komedię z abonamentem - i wtedy dopiero zaczniemy się rozglądać, gdzie jest przeciwnik.