Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leon Zawodowiec, który zakochał się w Gosi i został Polakiem [SYLWETKA]

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Leon Zawodowiec, który zakochał się w Gosi i został Polakiem [SYLWETKA]
Leon Zawodowiec, który zakochał się w Gosi i został Polakiem [SYLWETKA] Adam Starszyński/ PressFocus
To miłe. Dam z siebie wszystko, by tak się stało - uśmiechał się Wilfredo Leon, gdy usłyszał, że kibice chcieliby, by był dla siatkarskiej reprezentacji Polski kimś takim, jak dla piłkarskiej Robert Lewandowski. O ile miłość fanów do drugiego trwa od lat, o tyle do pierwszego rośnie błyskawicznie.

Porównywanie piłki nożnej i siatkowej to abstrakcja. Wystarczy wspomnieć o zamieszaniu z lotem reprezentacji Polski na półfinał mistrzostw Europy z Amsterdamu do Lublany. Piłkarze podczas Euro mają do dyspozycji samolot. Siatkarzy organizator chciał upchnąć w samolocie tanich linii lotniczych. I to upadających.

Ale niedzielni kibice czy nawet tacy, którzy siatkówkę oglądają przy okazji większych imprez, pytają - bo tak słyszą od ekspertów - czy ten Leon to faktycznie najlepszy siatkarz na świecie? Równie dobrze można by zapytać: czy Lionel Messi to najlepszy piłkarz na świecie? Czy Rafael Nadal jest najlepszym tenisistą? Tai Woffinden najlepszym żużlowcem? Lewis Hamilton najlepszym kierowcą wyścigowym? A Anthony Joshua to najlepszy pięściarz? Jedni odpowiedzą, że tak. Drudzy, że Cristiano Ronaldo, Roger Federer, Bartosz Zmarzlik, Sebastian Vettel i Deontay Wilder.

Każdy będzie miał rację. Wilfredo Leon Venero, bo tak brzmi pełne imię i nazwisko naszego Kubańczyka, to ten sam kaliber zawodnika, który w starciu z rywalem zwykle wychodzi zwycięsko. Mogą coś o tym powiedzieć na przykład reprezentanci Hiszpanii i Niemiec. Pierwsi w meczu 1/8 finału mistrzostw Europy drżeli, gdy 26-letni przyjmujący miał zagrywać.

W trzech wygranych przez Polskę setach zaserwował siedem asów. Wynik świetny także wtedy, gdy starcie trwałoby pięć partii. Z kolei Niemcy w ćwierćfinale byli bezradni w bloku i obronie. Znów w trzech setach Leon zaatakował 24 razy, z czego zdobył 18 punktów. To jak hat-trick Roberta Lewandowskiego w potyczce Bayernu Monachium z Schalke 04 Gelsenkirchen. Zresztą obaj grają z numerem dziewięć na koszulce.

W trzech wygranych przez Polskę setach zaserwował siedem asów. Wynik świetny także wtedy, gdy starcie trwałoby pięć partii. Z kolei Niemcy w ćwierćfinale byli bezradni w bloku i obronie. Znów w trzech setach Leon zaatakował 24 razy, z czego zdobył 18 punktów. To jak hat-trick Roberta Lewandowskiego w potyczce Bayernu Monachium z Schalke 04 Gelsenkirchen. Zresztą obaj grają z numerem dziewięć na koszulce.

Początki z dziewczynami

Może to zasługa genów. Jego tata, Wilfredo Leon Hechavarrii, to były zapaśnik i trener tej dyscypliny. Mama, Alina Venero Boza, grała w siatkówkę. Podobno dobrze, choć kluczową postacią reprezentacji Kuby nie została. Tak samo jak wujek Wilfreda, który przecierał szlak dla siostrzeńca. Nic więc dziwnego, że ze sportem przyszły reprezentant Polski był związany od dziecka. Zresztą na Kubie, choć pięknej, to perspektywy były co najwyżej średnie. Rodzice wiedzieli, co będzie dla niego dobre, więc posłali go do szkoły sportowej. Pierwszym wyborem była siatkówka, którą zaczął trenować… w zespole dziewczynek i pod okiem mamy.

Swoją drogą napisać, że junior był oczkiem w głowy rodziców, to nic nie napisać. Jest jedynym dzieckiem Aliny i Wilfreda seniora. Na dodatek długo wyczekiwanym. Lekarz nie miał wątpliwości, przekazując im smutną wiadomość, że nie mogą mieć dzieci. Pani Alina zwróciła się więc do Boga i wkrótce jednak zaszła w ciążę.

Gdy skacze do ataku, sięga piłkę na wysokości 3,75 m. Nie ma takich blokujących, którzy byliby w stanie powstrzymać Leona. Jest dobrze, jeśli sięgną 3,45 m.

Wilfredo przyszedł na świat miesiąc wcześniej, niż zakładano, 31 lipca 1993 r. w Santiago de Cuba, drugim największym mieście na wyspie. Obawy co do tego, że jest wcześniakiem, okazały się niepotrzebne. Nie tylko rozwijał się siatkarsko, lecz także fizycznie. Dziś na bilansie miara pokazuje 2,01 m. Nie ma żadnych problemów z koordynacją. Komentatorzy telewizyjni prześcigają się w porównaniach, silny jak lew, zwinny jak pantera i skoczny, jak gdyby zamiast nóg miał sprężyny. Gdy skacze do ataku, sięga piłkę na wysokości 3,75 m. Nie ma takich blokujących, którzy byliby w stanie powstrzymać Leona. Jest dobrze, jeśli sięgną 3,45 m.

Ale gdy zaczynał trenować na początku wieku, zdarzało się, że starsi koledzy robili sobie z niego żarty. Zwłaszcza że dołączył z nieszczęsnej grupy dziewczyn. Jednak zaległości nadrobił błyskawicznie. Nie przez przypadek sięgnął po niego państwowy system i skierował do rywalizacji ze starszymi nawet o pięć lat.

W wieku 11 lat został reprezentantem kraju drużyny do lat 14. Od nagród drużynowych i indywidualnych uginały się półki. Kiedy miał 14 lat, zadebiutował w seniorskiej kadrze. Droga do takiego finału jest filmowa, jak wiele innych historii z życia Leona. Trener drużyny narodowej zwrócił na niego uwagę podczas mistrzostw Kuby. Tyle tylko, że Leon nie grał w zespole ze swojego regionu, bo kadra była już zamknięta, lecz sąsiedniego. W finale z nowymi kolegami utarł nosa trenerowi, który z niego zrezygnował. Jakby tego było mało, został uznany za najlepszego gracza finału.

Zwinął się, by się rozwijać

Trzy lata po trafieniu do reprezentacji Kuby, w 2010 r., został jej kapitanem. W tym samym sezonie Kuba została wicemistrzem świata, ulegając tylko genialnej w tamtych czasach drużynie Brazylii. Dwa lata później zajęła trzecie miejsce w Lidze Światowej, dziś nazywaną Ligą Narodów. Sezon był jednak porażką, bo Kuba nie zakwalifikowała się na igrzyska olimpijskie w Londynie. W głowie Leona myśl, która od jakiegoś czasu kiełkowała, wystrzeliła w górę. Krajowe rozgrywki nie stanowiły dla niego wyzwania. Chcąc zrobić krok do przodu, chciał trafić do Europy. Tyle że kubańskie federacje sportowe takiej drogi nie uznają. Kto opuści Kubę, ten w drużynę narodowej już nie zagra. Leon z bólem podjął więc decyzję i poszedł śladem innych Kubańczyków.

Niewykluczone, że gdyby zasady kubańskich władz były choć trochę kosmopolityczne, dziś ich reprezentacja miałaby na koncie kilka medali więcej. Po srebrnym medalu mistrzostw świata Kuba straciła praktycznie wszystkich kadrowiczów. Nie było to coś nadzwyczajnego, bo od lat przy okazji imprez sportowych czy pod osłoną nocy z wyspy uciekali sportowcy wszelakich dyscyplin. W przypadku siatkarzy Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej (FIVB) wprowadziła jedną zasadę - kadrę można zmienić po odbyciu dwuletniej karencji. Tylko w ostatnim czasie sprawa dotyczyła trzech świetnych graczy. I tak my mamy Leona, Brazylijczykiem został Joandry Leal, a Włochem Osmany Juantorena.

Na Wilfredo Leona musieliśmy jednak czekać dłużej. Decyzje o rezygnacji z reprezentowania Kuby nigdy nie są przyjmowane skinieniem głowy, a Leon nie chciał palić za sobą mostów. Dzięki temu zresztą swobodnie może odwiedzać rodzinę, tak jak ona przylatuje do niego. W łagodnym załatwieniu spraw pomógł mu były siatkarz, a później menedżer Andrzej Grzyb, który już wcześniej miał utalentowanego siatkarza zapisanego w swoim notesie.

Ich relacje się zacieśniły. Leon trafił do Rzeszowa, gdzie w okresie przejściowym trenował z juniorami Resovii. Dopiero po załatwieniu formalności, w 2014 r., przyjmujący podpisał kontrakt z siatkarskim gigantem, Zenitem Kazań. W międzyczasie czekał na uzyskanie polskiego obywatelstwa, a następnie pozwolenia na zmianę reprezentacji. Kubańska strona rzucała kłody pod nogi, ale w końcu wszystkie papiery wylądowały na właściwym biurku.

Z miłości do Gosi

Historia ma też wątek romantyczny. Gdy jeszcze Leon nie myślał o zmianie barw narodowych, głowę suszyła mu Małgorzata, wtedy jeszcze Gronkowska, z prośbą o wywiad. Elektroniczna korespondencja krążyła między Santiago de Cuba a Toruniem. W 2011 r. Wilfredo i Małgorzata pierwszy raz stanęli oko w oko podczas turnieju finałowego Ligi Światowej w Gdańsku. I tak to się zaczęło. To ona dostarczyła mu puchową kurtkę, gdy pewnego mroźnego dnia w 2013 r. przybył do Polski. Trzy lata później wzięli ślub, a w tym roku ich córeczka Natalia skończyła dwa latka. Choć rodzice ponoć częściej rozmawiają po hiszpańsku, to do dziecka mówią przede wszystkim po polsku. Choć kariera sportowca ma to do siebie, że żyje się w różnych częściach świata, to państwo Leon planują życie w Warszawie, gdzie Wilfredo pomieszkuje w wolnym czasie. Głowa rodziny nie ma z tym problemu. Do nauki naszego języka pchała go miłość do Małgorzaty. Jego ulubionym zwrotem jest „kocham cię”. Dzięki żonie reprezentuje Polskę. Propozycję złożyła mu też Rosja, dawała nawet duże pieniądze. Ale on postawił sprawę jasno, kasa liczy się w klubie, o grze w kadrze decyduje serce. Jeśli nie mógłby występować w ekipie Biało-Czerwonych, skupiłby się tylko na karierze klubowej.

A tę mimo dopiero 26 lat na karku ma bogatą. Z Zenitem po cztery razy wygrał Ligę Mistrzów, mistrzostwa Rosji i rozgrywki o Puchar Rosji. Do tego zdobył trzy Superpuchary Rosji, a także raz został Klubowym Mistrzem Świata i dwukrotnie wicemistrzem. Worki z petrodolarami otrzymał za epizody w katarskim Ar-Rajjan.

Rok temu przeszedł do włoskiego klubu Sir Safety Perugia. Sezon zakończył z wicemistrzostwem i krajowym pucharem. W nowym jego trenerem będzie… Vital Heynen. Współpraca jednego z kluczowych reprezentantów Polski z trenerem kadry to najlepsze, co mogło się przytrafić w sezonie poprzedzającym igrzyska. Igrzyska, które są marzeniem nie tylko Leona.

Jego ulubionym zwrotem jest „kocham cię”. Dzięki żonie reprezentuje Polskę. Propozycję złożyła mu też Rosja, dawała nawet duże pieniądze. Ale on postawił sprawę jasno, kasa liczy się w klubie, o grze w kadrze decyduje serce. Jeśli nie mógłby występować w ekipie Biało-Czerwonych, skupiłby się tylko na karierze klubowej.

Choć nie wszystkim to się podoba, że w narodowej drużynie gra Kubańczyk. Przecież po to ktoś kiedyś wymyślił rywalizację reprezentacji, żeby brali w niej udział sportowcy danej narodowości. Głosów sprzeciwu najwięcej można zauważyć w internecie. W oczy nikt nic złego mu nie powiedział. Siatkarscy kibice, którzy dopingują zespół na żywo, mają odwrotne nastawienie. „Asa, Leon, asa!” - skandowali przy okazji kolejnych meczów w mistrzostwach Europy. Gdy mu nie wyszło, usłyszał: „Nic się nie stało, Leonie, nic się nie stało”. Ale dla niego się stało.

Na boisku jest jak zimnokrwisty zawodowiec, skupiony na zdobywaniu punktów. Poza nim zmienia się nie do poznania. Autografy rozdaje, dopóki nie wypisze się flamaster, a uśmiechnięty do zdjęć pozuje, dopóki nie padnie bateria. Nie odmówił także reprezentantom Hiszpanii, którzy skorzystali ze spotkania z gwiazdą i poprosili o wspólną fotkę. Takich już niedługo może być więcej, szczególnie po pierwszym medalu zdobytym w biało-czerwonych barwach. Wprawdzie najwyżej "tylko" brązowym, ale z nim wreszcie ma się ziścić marzenie o złotym medalu olimpijskim.

ZOBACZ KONIECZNIE

Wilfredo Leon: W Gdańsku wykonaliśmy swoją pracę. Mam nadzieję, że w Tokio będzie tak samo

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Leon Zawodowiec, który zakochał się w Gosi i został Polakiem [SYLWETKA] - Sportowy24