Mutaz Essa Barshim urodził się w stolicy kraju - Doha, w rodzinie pochodzenia sudańskiego. Ma pięciu braci i siostrę. Jego ojciec był również lekkoatletą, dlatego - z wyjątkiem Meshaal Barsham, który zdecydował się na futbol i wybrał karierę bramkarską - całe rodzeństwo pokochało „królową sportu”.
Początkowo Mutaz biegał i skakał w dal. - Dorastałem, jak każdy dzieciak w Katarze - wspomina. - Tata często zabierał mnie na treningi, do klubu, gdzie pracował.
Chodził do arabskiej szkoły w Doha, gdzie nauczył się angielskiego. W wieku 15 lat spróbował swoich sił w skoku wzwyż. Trenował w znanej „Aspire Academy” - po trzech latach legitymował się „życiówką” 2.14 m… Skończył liceum.
Mówi mi Stanley
W tym czasie, Stanisław Szczyrba robił wielką karierę szkoleniową. Pracował w Szwecji, gdzie Linusa Thörnblada doprowadził w hali do wyniku 2.38 m! Nawiązał współpracę ze słynną Islandką Valą Flosadottir, która w 2000 roku została brązową medalistką olimpijską w skoku o… tyczce.
We wrześniu 2009 roku, „Stanley” został zaproszony do Kataru, żeby przyjrzeć się grupie zawodników. Zobaczył Mutaz Essa Barshima, grającego z kolegami w koszykówkę i fruwającego nad obręczą. Zaniemówił…
- Był taki surowy, nieokrzesany - opowiadał kiedyś. - Ale polubiliśmy się. On miał zerowe doświadczenie i technikę, ale był „patykiem” skocznym jak mało kto spośród ludzi, jakich wcześniej spotykałem. Jego trzeba było otworzyć na szczególny sposób, nie od razu. Ale gdy przekonał się do lekkoatletyki, został wielki.
Wystarczył jeden wspólny, żeby młodzieniec z Kataru poprawił „życiówkę” z 2.14 m na 2.25 m!
- Jest kimś więcej niż trenerem, jesteśmy jak ojciec i syn - mówił o polskim szkoleniowcu Mutaz Essa Barshim, który często trenował w naszym kraju, w Spale i mieszkał w warszawskim mieszkaniu Szczyrby.
Główny szef
Niestety, w ostatnim czasie 76-letni Stanisław Szczyrba nieco podupadł na zdrowiu. Nie jeździ już na najważniejsze zawody, na stadionie „Hayward Field” w Eugene również go nie ma.
- Ale wciąż jest moim trenerem, nadal głównym szefem - przypomina Katarczyk. - Mimo, że został w domu, cały czas jesteśmy w kontakcie, cały czas dyskutujemy o moich skokach, rozmawiamy przez komunikatory internetowe. Konsultujemy się. Jednak nie mógł już przyjechać do USA. Rozumiem to.
Stanisław, dziękujemy za wszystko i trzymamy kciuki. Dużo zdrowia.
