https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Leczą czy sprzedają nadzieję?

Grażyna Ostropolska
Każdy może zostać znachorem. Wystarczy zapisać się na kurs. Siedem weekendowych spotkań za 1200 zł uczyni z ciebie radiestetę, za 1400 zł zostaniesz bioenergoterapeutą.

Każdy może zostać znachorem. Wystarczy zapisać się na kurs. Siedem weekendowych spotkań za 1200 zł uczyni z ciebie radiestetę, za 1400 zł zostaniesz bioenergoterapeutą.

<!** Image 2 align=right alt="Image 31030" >Kurs reiki lub podstaw medycyny chińskiej za 300 zł da ci dyplom uzdrowiciela już po dwóch dniach. Powiesisz dyplomy na ścianie, zarejestrujesz firmę i będziesz świadczył uzdrowicielskie usługi. Przy odpowiednim marketingu znajdziesz naiwnych. Takich, którzy uwierzą w twoją moc. Cofającą choroby i oczyszczającą organizm.

- Nie każdemu mogę pomóc - zaznaczysz na początku każdej wizyty. - Ja jestem tylko przekaźnikiem boskiej energii.

To asekuracja. Na wypadek, gdyby ktoś chciał cię zaskarżyć. Za leczenie bez uprawnień. I robienie kasy na ludzkim nieszczęściu. Strach przed śmiercią nawet racjonalistów skłania do szukania cudu. Wykorzystają to bezrobotni i cwaniacy. Znachorskie gabinety wyrastają...

jak grzyby po deszczu.

Kujawsko-Pomorskie urasta do rangi znachorskiego zagłębia. Cudotwórcę znajdziemy w każdym większym miasteczku. Brak domorosłych zastępują goście z Ukrainy. Importuje się ich masowo. Z dyplomami ukończenia wyższej szkoły parapsychologii. Prawdziwymi lub nie.

Zinadij - Ukrainiec z Torunia - twierdził, że leczy wszystko. Zanim zrobił masaż, okadził pokój wonnymi olejkami. Włączył cichą relaksującą muzykę. Nachylał się nad pacjentem, sapał, chuchał. Coś szeptał.

- Jak szaman - twierdzi pani Anna, która Zinadija długo nie zapomni. - Trafiłam do niego z mięśniakami macicy, bo koleżanka z pracy mi go poleciła. - Mięśniaki zostały, za to po dwóch seansach - po 40 zł każdy - wyszły mi hemoroidy. Poszłam z reklamacją, ale tam był już... Grigorij. Właściciel firmy, która sprowadza uzdrowicieli z Ukrainy, przekonywał, że Grigorij jest dużo lepszy. Zaaplikuje mi mieszankę ziół, a ta...

wszystko wyleczy.

Prawie wszystkie choroby leczył też pan M. - ogrodnik z Bydgoszczy. Skonstruował drucianą klatkę, wprowadzał do niej pacjenta i podłączał prąd. Niewielki, 6 woltów. Po co?

- To działa jak kondensator - tłumaczy. - Włoski na ciele się elektryzują, ciało podlega indukcji, doładowuje organizm energią. Do takiego poziomu, by miał siłę zwalczyć chorobę.

Od kwietnia gabinet pana M. jest nieczynny. - Izba lekarska się przyczepiła - zdradza przyczyny. - Był u mnie prokurator. Sprawę umorzono, ale zła opinia poszła w świat. I nawet nie przesłuchano tych, którym pomogłem. A oni listy poparcia składali. Chcieli zeznawać, że życie im uratowałem.

W Internecie nadal można znaleźć witrynę pana M. z adresem i dziesiątkami listów dziękczynnych. Pani Joanna, pan Franek, pani Kasia - nadawcy z imienia i bez adresu opowiadają o cudzie, który dokonał się w klatce. Ogrodnik cudotwórca nadal ją ma i zamierza wznowić działalność. Bo przecież umorzenie sprawy przez prokuraturę dowodzi, że to, co robi...

nie jest zabronione.

- To oburzające - ocenia dr Wojciech Szczęsny, rzecznik Okręgowej Izby Lekarskiej w Bydgoszczy. - Izba złożyła doniesienie o przestępstwie, powołując się na ustawę o zawodzie lekarza. Kto leczy, nie mając ku temu uprawnień, podlega karze grzywny, a kto pobiera za takie leczenie opłatę, może trafić do więzienia.

Wydawało się, że dowody są niepodważalne, ale prokuratura sprawę umorzyła, dowodząc, że wstawianie pacjenta do klatki z tak małym napięciem nie było niebezpieczne.

Takie decyzje umożliwiają cudotwórcom rozmaite praktyki. Dwa lata temu białostocki sąd uniewinnił szamankę importowaną zza wschodniej granicy. Leczyła pacjentów, przekonując, że ich chorobę przenosi na...

jaja.

Takie szamaństwo nikomu nie szkodzi - uznał sąd, a ludzie w różne cuda wierzą. Wie o tym doskonale uzdrowiciel z Włocławka - pan G. Reklamuje się w Internacie, polecając m.in. zabiegi astralno-fantomowe i pulsing.

- Zabiegi fantomowe wykonuje się na odległość - tłumaczy. - Ale leczenie prowadzę całościowo. Najpierw są wizyty w moim gabinecie. Cztery do sześciu w ciągu tygodnia. Koszt jednej - 40 zł. Potem wspomagam leczenie przesyłając energię na odległość. Za to też się płaci. Choroba tworzy się latami, więc jedna wizyta jej nie zatrzyma. Udało mi się przedłużyć życie osobom chorym na raka. Choroba ma prawo się cofnąć - zachęca.

Także do pulsingu. - To masaż wibracyjny, udrażniający energetyczne kanały. Znakomity na zwyrodnienia kręgosłupa - dowodzi uzdrowiciel.

Osobistej wizyty pacjenta nie wymaga para uzdrowicieli z Tych. Im wystarczy wysłać...

zdjęcie.

- Najlepiej legitymacyjne, żeby nie było na nim innej osoby - podpowiada asystentka z centrum bioenergoterapii, gdzie przyjmują pani N. i pan S. To wystarczy, żeby tej osobie przesłać energię. Z Tych do Bydgoszczy, Torunia lub na drugi koniec świata. Taka jednorazowa przesyłka, zwana telebioenergoterapią kosztuje 170 zł. Tyle samo, co wizyta w Tychach, wraz z uzdrawiającym seansem.

Asystentka namawia też na... moksę. - To ziołowe cygara do dogrzewania meridiany - tłumaczy. - Spala się je blisko ciała i to pomaga wyjść z choroby. Mojego męża uleczyło - zachwala.

Swojego znachora ma również podbydgoski Szubin. Do pana Jacka zjeżdżają tłumy chorych. Jest podobno dobry na każde schorzenie.

- Wyleczył nam córkę z astmy - przekonuje mnie osoba, której nie podejrzewałabym o kontakty ze znachorami. - Od tej pory jest dla nas kimś w rodzaju lekarza rodzinnego. Niedawno gardło mi spuchło. Dzwonię do pana Jacka, bo mam ważną sprawę do załatwienia - a on mówi, że jutro będzie dobrze. I jest.

Za seans energetyczny pan Jacek kasuje 60 zł. Tańszy o 10 zł jest pan G. z Człuchowa, ale ten potrafi przerazić. - Tylko 20 procent uzdrowicieli transmituje boską moc - uprzedza. - To, czym dysponuje 80 procent to...

moc diabelska.

- My się łączymy z energią boską - mówi o wybrańcach, do których i siebie zalicza. - Jesteśmy jej transmiterami. Góra decyduje.

<!** reklama left>A ci, którzy twierdzą, że sami uzdrawiają wykorzystują moc diabelską. Kiedy jej użyją - pacjent powącha kwiatki od dołu. Pan G. za 50 zł (za seans) powiększy boskie kanały, którymi popłynie do chorego energia. - Albo nie popłynie, gdy Jezus ma inne plany - uprzedza. I denerwuje się, że trafiają do niego pacjenci z zaawansowanym rakiem. - Wtedy jest dupen klapen - mówi obrazowo.

W boską moc nie wierzy Lena z Grudziądza. Dobrze mówi po polsku, ale kursy kończyła w Odessie. - Szkolili nas ci sami, którzy pracowali w KGB i z kosmonautami - opowiada klientkom. - Sprzedawali nam różne przyrządy. I pani Lena sporo takich urządzeń ma. Podłącza je do prądu i rozluźnia klientom mięśnie karku, kładzie na brzuch i leczy wątrobę. A jak przyklei ci w to miejsce plaster w odpowiednim kolorze, schudniesz kilogram tygodniowo. Wiara w to, co mówi potrafi zdziałać cuda. Tak działa na nas...

psychomanipulacja.

Są zjawiska, których nie zmierzy mędrca szkiełko i oko. I są ludzie, którzy będą twierdzić, że doznali boskiej lub znachorskiej łaski. Tak jest od tysiącleci, a szamani zawsze mieli krąg wiernych. I choć skończyło się polowanie na czarownice - nadal rozpala się stosy. Polski sąd rozpatrywał niedawno skargę chłopa, którzy twierdził, że sąsiad zesłał na jego krowę zły urok.

Modne też stało się wysyłanie mentalnych psów w środowisku współczesnych czarowników. W ramach zemsty lub zniszczenia konkurencji. I można by powiedzieć, że to tylko kolorowy świat, gdyby innym nie szkodził.

Założę się, że nawet po tej publikacji, zniechęceni kolejkami do lekarzy pacjenci, wyciągną ostatnie grosze i pójdą do znachora. Kupić nadzieję. Na brak klientów nigdy nie narzeka filipiński uzdrawiacz Claver Pe. Ostatnio uzdrawiał we Włocławku, Toruniu, Bydgoszczy Radziejowie, Świeciu, Inowrocławiu i paru innych miastach naszego województwa. Modły, masaż i bezkrwawa operacja to jego oferta. Za 150 zł - pierwszy seans i 120 zł za następne.

- Jednym pomoże, innym nie. To zależy od organizmu - uprzedza organizująca zapisy.

Przed kilkunasty laty za egzotycznych uzdrowicieli Ma Hunę i Kahunę robili dwaj... Ślązacy. W hali bydgoskiej „Astorii” uzdrawiali tłumy. Za ogromne pieniądze. Wpadli, bo w hotelu „Brda” obywatel Goluch i jego kumpel okazali prawdziwe dokumenty.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

a
agatajas
Dla mnie to i mogą nadzieje sprzedawać karzy dzień życia przecież jest na wagę złota na razie j muszę skupić się na stworzeniem w bydgoszcz kurs chinskiego z platformą Preply może tak pomogę tym biedakom w chorobie
P
PEACE
wszystkie sily tajemne z medycyny chinskiej pochodza od szatana .scisle nauki swiatowe nie byly w stanie zbadac skad pochodza.PAN JEZUS JEST ZYWY WSROD NAS I LECZY.KAZDY Z NAS MOZE DO PANA ZAWOLAC .A ON DO NAS PRZYJDZIE I ULECZY KAZDA CHROBE.DLA NIEGO NIE MA RZECZY NIEMOZLIWYCH.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski