Przeżyli paniczny lęk przed urzędnikiem imigracyjnym na lotnisku J.F.K., silne - godzinne - turbulencje w samolocie, zaskoczenie, że hamburgery wcale nie są tam takie gigantyczne i wielką radość, bo Nowy Jork nie kosztował ich tak wiele.
<!** Image 2 align=none alt="Image 182202" sub="Państwo Beszczyńscy (po prawej i lewej stronie) ze swoją znajomą w Nowym Jorku.">Agnieszce i Leszkowi Beszczyńskim zachciało się wyjechać do Nowego Jorku. Zwyczajny Polak na hasło wycieczka do USA łapie się za kieszeń, potem za głowę, a na koniec myli wizę z zieloną kartą i zrezygnowany siada na kanapie przed telewizorem, gdzie pokazują właśnie amerykański film, a w nim wielkie miasta, wielkie hamburgery, wielkie kubły z colą i strzelaniny oczywiście.
<!** reklama>Gdyby tak jednak wstać z kanapy i usiąść przed komputerem, można by wzorem Agnieszki Walczak-Beszczyńskiej znaleźć samodzielnie - bez pośrednictwa biura podróży - bardzo tanie połączenie lotnicze z Nowym Jorkiem i przekonać się na własne oczy, że dzisiejsza Ameryka to wciąż imponujący, wielokulturowy kraj, ale już nie tak egzotyczny, jakim był dla naszych dziadków, pradziadków.
<!** Image 3 align=none alt="Image 182202" sub="Metro: 22 linie pod ziemią, pod wodą i 16 naziemnych. Tygodniowy bilet kosztuje - 29 dolarów.">Egipt czy Ameryka?
Państwo Beszczyńscy postawili nogę na wielkim jabłku, czyli w Nowym Jorku. Dotarcie na miejsce zajęło im nieco ponad 16 godzin. Lecieli luksusowym samolotem, z dwiema - ekspresowymi - przesiadkami. Zapłacili za bilety niecałe 1600 złotych od osoby, w obie strony. Dodatkowe koszty to obowiązkowa opłata za wizę (jedna opłata na 10 lat - ok. 150 dolarów) oraz dobrowolne ubezpieczenie. W sumie wychodzi mniej więcej tyle, ile zapłaciłoby się za ekskluzywne dwutygodniowe wczasy w Egipcie (z wycieczkami), spędzone pod dyktando biura podróży.
<!** Image 4 align=none alt="Image 182202" sub="Widok z 86 piętra Empire State Building - niezapomniany, jeszcze piękniejszy po zachodzie słońca. Żadne słowa tego nie opiszą.">Podsumowując: wylot z Bydgoszczy, szybka przesiadka w Warszawie, stamtąd kurs do Zurychu, wreszcie Nowy Jork i lotnisko im. J.F.K. Emocje po drodze były wielkie. - Gdy wreszcie usiadłem w samolocie, poczułem się tak, jak powiedział Kargul w filmie „ Kochaj albo rzuć”, czyli jak sołtys: - „Najedzony, wysoko i za nic nie odpowiada” - wspomina Leszek Beszczyński.
Dużo większa odpowiedzialność spoczywała wcześniej na jego żonie.Wszyscy znajomi wiedzą, że ma świetną rękę do szukania okazji. To jej wielka pasja (granicząca z nałogiem!). Ona sama przyznaje, że nie kuszą jej portale społecznościowe, a wyłącznie strony poświęcone turystyce. Na jednej z takich stron znalazła ofertę wojażu do Nowego Jorku, w bardzo korzystnej cenie. Grzechem byłoby z niej nie skorzystać!
<!** Image 5 align=none alt="Image 182202" sub="Hamburgery takie jak u nas. Tłustego jedzenia jest w USA pod dostatkiem.">Jesteście terrorystami?
Przez Internet Beszczyńscy złożyli wniosek wizowy. Niektóre pytania konsulatu przyprawiały ich o zawrót głowy. - Amerykanie interesowali się nie tylko nami, lecz również naszymi rodzicami - wspominają małżonkowie. - Ciekawiło ich np., jaki wykonują zawód. Poza tym badali naszą prawdomówność w kwestii ewentualnej działalności terrorystycznej. Dociekali, czy zamierzamy wwieźć na teren USA broń biologiczną, czy planujemy dokonać tam zamachu terrorystycznego. Zastanawialiśmy się, czy ktokolwiek udzieliłby twierdzącej odpowiedzi na takie zaskakujące pytanie... Na wizę czekaliśmy zaledwie cztery dni.
Nie strzelać!
Przed wylotem pani Agnieszka szukała odpowiedniego hotelu. Znalazła interesujący, nawet niedrogi, na Manhattanie. Niestety, miał złe opinie wśród internautów, a ich opinie są poważną podpowiedzią przy podejmowaniu decyzji. Kolejny trop zawiódł podróżniczkę do otoczonej złą sławą dzielnicy Queens. Prawie wieżowiec, dwie i pół gwiazdki. Ceny? Do przyjęcia. I najważniejsze - zadowoleni goście na forum!
Para zaryzykowała spanie w dzielnicy, która w filmach akcji pokazywana jest jako miejsce nieustannej strzelaniny i wojen gangów. Pokój został zarezerwowany oczywiście przez Internet. Płatność kartą. Tygodniowy pobyt ze śniadaniem kosztował dwie osoby 1180 dolarów. Jeśli jednak ktoś nie oczekuje wygód, może znaleźć tańszy nocleg, np. w hostelu na Brooklynie - wychodzi około 100 zł za dobę od osoby.
Państwo Beszczyńscy wyruszyli w podróż.
Niektóre linie lotnicze 24 godziny przed odlotem otwierają na swojej stronie internetowej specjalną zakładkę, za pomocą której można się odprawić, a także wybrać miejsce w samolocie. - Skorzystaliśmy z tego ułatwienia (mój mąż żartował, że czuje się tak, jakby wybierał się do kina, a nie za ocean!). Dzięki temu na lotnisku w Bydgoszczy nie staliśmy w kolejce, tylko nadaliśmy bagaż. Punktualny wylot, punktualnie dolecieliśmy do Warszawy, by tam przesiąść się na samolot linii Swiss Air, który punktualnie dowiózł nas do Zurychu, stamtąd zaś polecieliśmy komfortowym airbusem A330 prosto do Nowego Jorku. Wszystko działało jak w szwajcarskim zegarku. Na świetnie zorganizowanym lotnisku im. J.F.K. pozostała do pokonania ostatnia przeszkoda - urzędnik imigracyjny, który mimo wydanej wizy, mógł cofnąć podróżnych do miejsca startu. W kolejce do niego czekało tego dnia 800 zestresowanych osób... - Po tym, jak obejrzeliśmy film „Terminal” z Tomem Hanksem, aż tak się nie baliśmy - żartuje para.
- Jednak miałam nogi jak z waty - zdradza Agnieszka Walczak-Beszczyńska. - Czesi, którzy nie muszą mieć wiz, bardzo często są z lotniska odprawiani do domu. Po cichu liczyłam na to, że po tych wszystkich prześwietleniach (wywiad, zdjęcie, przeszukiwania, skan tęczówki oka) wjedziemy do Stanów. I tak też się stało! Usłyszeliśmy: „Welcome in United States!”
A na miejscu same niespodzianki. Wielkie jabłko jest podobne do Warszawy! Kupując jeden bilet można przez tydzień podróżować metrem, gdzie się chce i kiedy się chce. Hamburgery nie są wcale gigantyczne, a szkoda... Słynne uliczne hotdogi podaje się w zimnej bułce - bez rewelacji. Greenpoint („Little Poland”) staje się coraz mniej polski. Bogaci amerykanie wykupują od naszych rodaków całe parcele, a Polacy przenoszą się do tańszych dzielnic. Oueens to spokojna dzielnica - żadnych gangsterów, mnóstwo czarnoskórych, także policjantów (bardzo przyjaznych, chętnych do pomocy), w hotelu zaś pracowali sami Hindusi. Cenami kuszą sklepy z elektroniką. Szczególnie atrakcyjny był ten prowadzony przez ortodoksyjnych Żydów. Doskonale zorganizowany i tani!
Jak w domu?
Najsmaczniejszą pizzę podali Beszczyńskim w barze przypominającym... zaplecze warsztatu samochodowego. - Sanepid chyba zapomniał o tej restauracyjce - wspominają. - Rodzinnej porcji żeberek i kurczaka z grilla (z typowo amerykańską słodową przyprawą) nie dało się zjeść w dwie osoby, zwłaszcza, że Amerykanie zagryzają mięsiwo ogromnymi, słodkimi muffinkami!
- Niektóre drogie restauracje na Manhattanie są tańsze od tych o podobnej klasie w Warszawie! W stolicy nie byłoby nas na nie stać, a w Ameryce - tak - mówi pani Agnieszka. - Ogólnie rzecz biorąc za oceanem chyba jest podobnie jak u nas...
Wielki świat całkiem bliski
Wyobraźnia odczarowana
Tradycyjne amerykańskie śniadanie składa się z kawy, pieczywa i dżemu, a właściwie z galaretki, zupełnie pozbawionej owoców.
Słynna świąteczna choinka stoi przy Rockeffeler Centre. W telewizji wydaje się, że to obszerny plac, a jest wręcz przeciwnie. Równie skromne wymiary ma tamtejsze lodowisko. Magia telewizyjna działa...
Nowojorskie metro nie jest wzorem czystości. Ta ogromna machina przypomina chwilami nasze stacje kolejowe. Działa jednak bez zarzutu.
Korki to częsty widok na przejściach dla pieszych i na chodnikach. Tłok pomaga rozładowywać policja, która pogania ludzi, jeśli trzeba, zatrzymuje auta i puszcza pieszych na czerwonym świetle.