- Zgłoszenie dotarło do naszej centrali o godz. 5.20 rano w niedzielę. Mężczyzna zadzwonił i powiedział, że szli z kolegą na Rysy, gdy nagle zeszła lawina i porwała jego towarzysza, że śnieg wciągnął go pod lód Czarnego Stawu pod Rysami - mówi Witold Cikowski, ratownik TOPR. - Była to dla nas trochę dziwne, że akurat tak wcześniej rano ktoś podchodził na Rysy i że w ogóle zeszła lawina. Tego dnia była w górach dość niska temperatura, śnieg był twardy. Zastanawialiśmy się, czy to możliwe, żeby tak szybko śnieg rozmarzł na tyle by mógł zjechać.
W centrali TOPR ruszyły jednak przygotowania do akcji ratunkowej. Ratownik dyżurny rozesłał SMS-y do ratowników, ci zerwali się z łóżek i zjechali do centrali po sprzęt. - Załoga śmigłowca zaś przygotowywała maszynę do lotu. Na miejsce domniemanego lawiniska ruszył już ratownik ze schroniska w Morskim Oku. Zanim jednak tam dotarł, udało nam się wyjaśnić sytuację, że był to głupi żart - mówi Cikowski.
Ratownicy jeszcze raz dodzwonili się do zgłaszającego. Mężczyzna przyznał, że nie jest pod lawiną, ale w swoim łóżku w Raciborzu.
- Takie sytuacji nie powinny mieć miejsca. Nie wolno sobie robić takich żartów o lawinie w Tatrach i ofiarach - mówi Cikowski.
Jan Krzysztof, naczelnik TOPR, zapowiedział, że w poniedziałek zgłosi oficjalnie sprawę głupiego żartu policji.