Nietrudno zauważyć, że w bloku nr 10 przy Markwarta miłośników kwiatów nie brakuje. Balkonów obsypanych roślinami jest tu całkiem sporo. Moją uwagę przyciąga jeden z nich. Tam prawdziwe morze barw i kształtów. Idę dalej. Wreszcie dzwonię do drzwi. Od progu witają mnie państwo Bogusława i Jan Gorczycowie. Wchodzę do środka, zerkam na balkon. Nie pomyliłam się. To „morze” to ich dzieło. I prawdziwa miłość.
Kwitnie tylko w dzień
Na ukwieconym balkonie znajdziemy np. tumbergię, która po pergoli pnie się aż pod sufit. Na tle z zielonych liści wyraźnie odznaczają się żółte i pomarańczowe kwiaty. Pelargonie posadzone są w donicach. Rosną ich tu różne odmiany i kolory. Jedna ma gęste czerwone kule.
- Nie można ich trzymać na zewnątrz, bo jak przychodzi deszcz, klapną. Dlatego ustawiliśmy je pod dachem – mówi pani Bogusława Gorczyca.
Pelargonia rosnąca obok ma kwiaty pojedyncze w kolorze różu. Na przeciwległej ścianie widać dwie kolejne donice, a w nich – kolejne pelargonie: jasno- i ciemnoróżowe.
Moją uwagę zwraca jedna z donic. Podwieszona za balustradą, bliżej poziomu podłogi. Widać w nich drobne kwiatki w kolorach różu, czerwieni, bieli, żółci i fioletu. To - jak wyjaśnia nasza rozmówczyni - milion dzwonków, czyli kuzynki surfinii i petunii. Kolejną niespodzianką są białe kwiaty osteo, które, jak mówi pani Bogusława, do tego stopnia kochają słońce, że na noc się zamykają, a dopiero w dzień otwierają swoje kwiaty. Jest tu też bakopa o białych drobnych płatkach i pelargonie – białe, lekko wpadające w róż.
Państwo Gorczycowie o swój balkon dbają od 1986 r.
- Wtedy się tu wprowadziliśmy. Wcześniej mieszkaliśmy przy 3 Maja. Tam jednak nie mieliśmy warunków do tego, żeby na balkonie uprawiać kwiaty. Trochę trzymaliśmy w domu, ale dopiero tutaj mogliśmy bardziej się rozwinąć – opowiada pani Bogusława.
Jako pierwszy na balkonie państwa Gorczyców pojawił się przywieziony z Niemiec klimatis. Liście miał granatowe, a środek pomarańczowy.
- Był niezwykle wdzięczny, rósł na całej ścianie. Rozkochał nas w sobie. To właśnie od niego wszystko się zaczęło – wspomina pan Jan. Po klimatisie przyszedł czas na kolejne okazy, jak miniaturowe świerki, fioletowe surfinie i – później zawsze już obecne – pelargonie.
- Mieliśmy też róże, ale nie przyjęły się – wspomina pani Bogusława. - Chciałam posadzić i begonie – bardzo mi się podobają, ale u nas trudno im rosnąć. Słońce za mocno grzeje.
Kwiatową kompozycję na balkonie w Śródmieściu państwo Bogusława i Jan projektują samodzielnie. Każdego roku, wygląda ona nieco inaczej. I za każdym razem sprawia im tyle samo radości.
- Kwiaty mają to do siebie, że czuje się taką wewnętrzną radość patrząc, jak „odwdzięczają” się za ten trud i tę pracę włożoną w ich wzrastanie i kwitnienie – podsumowuje pan Jan.
Kwiaty mają to do siebie, że czuje się taką wewnętrzną radość patrząc, jak „odwdzięczają” się za ten trud i tę pracę włożoną w ich wzrastanie i kwitnienie
Na audiencji u papieża
Pani Bogusława pochodzi z Tucholi. Jak mówi, w swoim życiu imała się różnych zajęć: najpierw pracowała w banku, później w aptece, a następnie w kadrach. Kwiaty kocha od zawsze. Tę miłość "odziedziczyła" po swojej mamie. Do Bydgoszczy przyjechała na początku lat 60. Z kolei jej mąż urodził się w Wałdowie. W 1966 r. zamieszkał w mieście nad Brdą. Przez 28 lat pracował w Filharmonii Pomorskiej. Współpracował z Capellą Bydgostiensis, z którą jeździł po całym świecie. W 1982 r. wraz z orkiestrą był nawet na audiencji u papieża Jana Pawła II. Małżeństwo poznało się właśnie w Bydgoszczy.
- Pewnego dnia spotkałam znajomego. Chodziliśmy razem na jedne zajęcia w liceum. On był wtedy w wojsku. Powiedział, że jego kuzyn (wspomniany kuzyn to był właśnie pan Jan - dop. aut.) tu mieszka, więc zaprosił mnie do niego na kawę – wspomina pani Bogusława. - I tak już została – śmieje się jej mąż.
Smaki Kujaw i Pomorza SEZON 2 ODC 19
