<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Z pomocą boską i ludzką pisuję do gazet od siedemnastu lat. W tym czasie udało mi się wypichcić kilka tekstów, które do dziś wspominam z satysfakcją. Najwięcej reakcji wywołał jednak reportaż, do którego wracam pamięcią ze smutkiem. Opisywałem wtedy historię mojej koleżanki, młodej kobiety, matki i żony, walczącej z rakiem piersi. Jej uśmiech, gdy pokazywała mi wyniki badań, opowiadając o fantastycznej kuracji. Wyczytała o niej w jakimś zachodnim piśmie. Sposób na raka był powalająco prosty: nie jeść.
Rzecz, najogólniej mówiąc, sprowadzała się do tego, by wielotygodniową głodówką spowodować, że „rak pożre sam siebie”. Wbrew pozorom, kuracja wcale nie była tania. Wspomagał ją bowiem zestaw odżywek, które trzeba było zamówić w Austrii za grube pieniądze. Koleżanka była już za półmetkiem głodówki. Wymizerowana, ale szczęśliwa. Pokazywała mi zdjęcia USG, sprzed miesięcy i aktualne. - Widzisz tu guzki? - instruowała. - O, a tutaj, na ostatnim badaniu, nic nie ma! Reportaż przedrukowała „Angora”. Czytelnicy dzwonili i pisali... przez kilka lat, prosząc o adres, telefon lub jakąkolwiek informację, która doprowadziłaby ich do „lekarstwa na raka”. Dzwonili i wtedy, kiedy musiałem im już wyjaśniać, że od niedawna adresem koleżanki jest, niestety, cmentarz na Bielawkach. Niektórych i to nie zrażało, dalej prosili o pomoc w dotarciu do szczegółów kuracji.
Parę lat później opisywałem pielgrzymki, jakie ciągnęły do pewnej willi na bydgoskich Piaskach, w której przyjmował uzdrowiciel z Filipin. Drzwi otworzyła mi właścicielka w chuście na głowie, maskującej skutki chemioterapii. Opowiedziała, że lekarze nie dawali jej żadnych szans, a po seansach ze śniadym uzdrowicielem czuje, że życie w nią wraca. Zdecydowała się udostępnić dom na gabinet, by mieć go stale przy sobie. Pożyła jeszcze kilka miesięcy.
Powie ktoś: dwa przypadki ciężkich chorób, w których uzdrowiciel nie zapobiegł śmierci, to grubo za mało, by wyciągnąć wniosek, że niekonwencjonalna medycyna jest szkodliwym mitem. Racja.
Warto jednak o nich wiedzieć, kiedy podejmuje się decyzję o odstawieniu leków, przerwaniu zalecanych przez lekarzy zabiegów i oddaniu swego życia w zręczne ręce tajemniczego guru.