Żniwa w PRL-u wyglądały jak wielka bitwa człowieka z przyrodą. Zawsze były trudne i wymagały wprowadzenia czegoś na kształt stanu wyjątkowego. I nigdy nie wystarczało sznurka do snopowiązałek.
<!** Image 2 align=none alt="Image 156113" sub="Żniwa żniwami,
a przerwa obiadowa musi być. Zdjęcie wykonane zostało
w pierwszych latach powojennych, a choćby dzbanek do kawy wskazuje na jego propagandowy charakter.">Pierwsze lata powojenne na polskiej wsi przebiegały pod znakiem reformy rolnej i kolektywizacji. Z mechanizacją było pół na pół. Część maszyn przejęto po Niemcach, część wywieźli jako wojenne trofeum krasnoarmiejcy. W akcjach żniwnych pomagać miało całe społeczeństwo, a szczególnie wojsko i zorganizowana młodzież. Po 1948 r. na wsi pojawił się, prócz stonki ziemniaczanej, zrzucanej z amerykańskich samolotów, kolejny wróg: kułak.
<!** reklama>W 1950 r., jak twierdziła pomorska prasa: „Chłopi pracujący i robotnicy rolni, zmobilizowani i uświadomieni przez podstawowe organizacje partyjne na wsi i Związek Samopomocy Chłopskiej, rozumieją znaczenie tegorocznych, pierwszych w planie 6-letnim żniw, zdają sobie sprawę, że im prędzej i lepiej zboża zostaną zebrane, tym większa korzyść dla państwa i dla rolnika. Miarą dojrzałości politycznej są masowo podejmowane zobowiązania np. przedterminowego sprzętu zbóż. Sprawa zbioru plonów jest sprawą ogólnopaństwową. Każdy zebrany
kłos wzmacnia zręby socjalizmu
w naszym kraju”.
<!** Image 3 align=right alt="Image 156113" sub="Snopowiązałka bez sznurka unieruchomiona w polu to częsty obrazek z lat Polski Ludowej">Po żniwach z dumą pisano o współzawodnictwie w przedterminowym wykonaniu obowiązkowych dostaw dla państwa. Czyniono to manifestacyjnie, wozy jadące do punktów skupu strojono kwiatami i szturmówkami. Najszybciej dostawy przebiegały w powiatach aleksandrowskim i brodnickim, najwolniej w sępoleńskim i chojnickim.
15 sierpnia „Gazeta Pomorska” informowała o karach dla opornych: „Kułak Błaszkiewicz z Chomętowa, pow. Szubin, wyraźnie lekceważy sobie terminy obowiązkowych dostaw. Nie wykonał planu za lipiec, nie realizuje także planu sierpniowego. A przecież zboże sprzątnął, mógłby je młócić. Posiada własny kierat. Błaszkiewiczem zainteresowało się kolegium orzekające przy Prez. PRN w Szubinie i wymierzyło mu za jego złośliwe postępowanie karę w wysokości 1000 zł”.
<!** Image 4 align=left alt="Image 156113" sub="Kultowy PRL-owski kombajn „Vistula” podczas pracy na polu pszenicy - ziarno już zapakowane w worki">Tworzone na siłę i wychwalane pod niebiosa PGR-y, zamiast pełnić wiodącą rolę, w rzeczywistości były najsłabszym ogniwem rolnictwa Polski Ludowej. Powszechnie podkreślano, że są znakomicie wyposażone w maszyny, nawozy i fachową pomoc. W PGR-ach miano zbierać wielokrotnie więcej zboża z hektara niż w gospodarstwie indywidualnym. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna. Sytuację niech zobrazuje
kampania żniwna w 1960 r.
28 lipca 1960 r. prasa pomorsko-kujawska donosiła: „Trudne żniwa wymagają pełnej mobilizacji ludzi i sprzętu”. Jak informowano: „W tym roku rolnikom się nie poszczęściło. Zboża obrodziły nie gorzej niż przed rokiem, ale za to z ich sprzętem wiąże się szereg trudności”. Chodziło o deszcze, które utrudniały pracę. Blisko 30 proc. zbóż wyległo i nadawało się wyłącznie do cięcia kosami. Trudności spodziewano się głównie w PGR-ach i spółdzielniach produkcyjnych, „którym do sprawnego przeprowadzenia żniw brakuje przeszło 6 tys. ludzi”. Receptą na to miało być powołanie przez Komitet Wojewódzki PZPR na czas żniw wojewódzkiej komisji interwencyjnej. Jej najwybitniejszym dokonaniem był apel do rolników indywidualnych, aby... pomogli PGR-om.
<!** Image 5 align=right alt="Image 156113" sub="Zima, lata 50. XX wieku. Nowa polska młocarnia „Nemo” właśnie poddawana jest testom przydatności.">30 lipca tego roku 600 uczniów różnych pomorskich szkół średnich, głównie w powiatach Żnin, Chojnice i Golub, postanowiło pomóc PGR-om w żniwach. Na prace te przeznaczyli po 25 dni swoich wakacji. ZMS i ZMW organizowały młodzieżowe brygady. Tego samego dnia „Gazeta Pomorska” opublikowała wielki apel: „Do wszystkich rolników woj. bydgoskiego! Członków kółek rolniczych, pracowników PGR, spółdzielców, mieszkańców miast, zakładów pracy i służby agronomicznej! Zwracamy się do ludności miejskiej, młodzieży, robotników i urlopowiczów: pomóżcie wsi uporać się z ciężkimi w tym roku żniwami!”. Jednocześnie dziennik poinformował o wynikach kontroli, które rozwiały mit o jednym z najlepszych w województwie PGR Kamienica. Na jaw wyszły oszustwa w statystykach i ukrywanie wysokich strat, np. tylko część macior była ujęta w ewidencji, żeby wykazywać wysoki przychówek prosiąt od jednej maciory.
<!** Image 6 align=none alt="Image 156113" sub="Końcówka akcji żniwnej w PGR Mrozowo w powiecie wyrzyskim w ówczesnym województwie bydgoskim w 1960 r. Trwa układanie zboża w stogi. Do naszego regionu na czas żniw przyjechała wówczas Polska
Kronika Filmowa, by pokazać pracę jedynej
w kraju specjalnie powołanej wojewódzkiej komisji interwencyjnej. Materiał nakręcony przez filmowców został zaprezentowany w wydaniu PKF 58/60.">3 sierpnia z pomocą PGR-om przyszedł sam premier Józef Cyrankiewicz. Wydał polecenie o natychmiastowym przyjściu z pomocą PGR-om. Nakazał na dwa tygodnie kierować do pracy w polu pracowników umysłowych i fizycznych, zatrudnionych w administracji, a także robotników - jeśli nie zawalą przez to planów produkcyjnych. Obowiązywało wynagrodzenie jak za okres urlopowy, płatne przez zakład delegujący plus stawka akordowa z PGR. O wyżywienie trzeba było zadbać we własnym zakresie, natomiast PGR-y pokrywały koszty przejazdów i zakwaterowania.
<!** Image 7 align=left alt="Image 156113" sub="Wielokrotnie w czasach PRL okazywało się, że bez kosy ani rusz">5 sierpnia „Gazeta” informowała: „Alarm żniwny trwa! Na wsi pracują setki ekip robotniczych, młodzież i wojsko. Stroną polityczną zagadnienia - mobilizacją załóg robotniczych - muszą zająć się członkowie partii, dając osobisty przykład i tłamacząc załogom, jak wielkie znaczenie posiada dziś szybka pomoc przy żniwach. Wszyscy pracownicy, których można zastąpić w zakładach, powinni jak najszybciej zostać skierowani na wieś. Zaś ci, co pozostaną, powinni wzmóc wysiłek, aby mimo braków kadrowych zadania zostały wykonane”.
Wśród tych, którzy posłuchali, znalazło się, m.in., Bydgoskie Przedsiębiorstwo Transportowe Budownictwa, które udostępniło 20 wywrotek i 10 pracowników do ich obsługi. GS-y dały PGR-om 300 wozów konnych. Z 50 dużych zakładów przemysłowych na żniwa udało się ponad 800 ludzi. Z Wojewódzkiej Komendy Milicji Obywatelskiej 50 osób, z Wojewódzkiej Rady Narodowej - 100.
Dzień w dzień na pierwszych stronach gazet królowały meldunki z pól: w którym powiecie (gminie, wsi, gospodarstwie), ile i jakiego zboża skoszono. Powstawał swoisty ranking najszybciej pracujących. Między wierszami ujawniano też kłopoty: w północnych powiatach ówczesnego woj. bydgoskiego brakowało suszarni, trzeba je było przerzucać z południa. Z kolei kółka rolnicze wciąż czekały na zamówione rok wcześniej maszyny, których nadal nie było w składnicach.
<!** Image 8 align=right alt="Image 156119" sub="Akcja omłotowa owsa siewnego
w jednym z PGR-ów">10 sierpnia zaczęto poszukiwać zastępczych magazynów, bowiem plony okazały się... za duże, 12 sierpnia zabrakło przyczep do ciągników, więc spółdzielnie miały kłopoty przy zwózce zboża z pól.
13 sierpnia pod hasłem „Kto żyw - do żniw!”, w kolejną niedzielę, tysiące pomocników ruszyło do PGR-ów, w tym stu oficerów Pomorskiego Okręgu Wojskowego, którzy w PGR Cerekwica ułożyli w stogi owies zebrany z 20 ha i żyto z 7 ha, a otrzymane za tę pracę pieniądze przeznaczyli na pomoc powodzianom. W PGR-ach pod Tucholą pomagali leśnicy. We Włocławskiem do pomocy w sprzęcie zbóż pospieszyli robotnicy z Celulozy, Fajansu i Zakładu Maszyn Rolniczych, którzy dostali tygodniowe urlopy.
Dziesięć lat później niewiele się zmieniło. Doszły jeszcze kłopoty z zaopatrzeniem terenów wiejskich nawet w artykuły spożywcze.
Reporterzy żniwni „Gazety Pomorskiej” w 1970 r. pisali
o permanentnych brakach napojów chłodzących, o wielogodzinnym wyczekiwaniu na chleb w wiejskich sklepach, o braku wędlin i konserw, a nawet zup w kostkach. W powiecie świeckim wszystkie sklepy miały być czynne w godz. 6-9, 12-15 i 18-21. W PGR Olszewka pod Nakłem „na wniosek kobiet, chcących uwolnić się na czas kampanii od uciążliwego obowiązku gotowania obiadów - uruchomiono zespołową kuchnię, dostarczającą bezpośrednio na pole zupę mięsną”.
<!** Image 9 align=left alt="Image 156119" sub="We wczesnych latach 50. w żniwach masowo pomagało wojsko">Nieudolność socjalistycznej gospodarki w pełni odsłoniły
żniwa w 1980 r.
Lało przez cały czerwiec i pół lipca. Wpłynęło to nie tylko na opóźnienie żniw, ale i cały ich przebieg. Na błotniste i mokre pola nie mógł wjechać ciężki sprzęt. Maszyny grzęzły w błocie. Ratunkiem było jedynie użycie kos. Informacja z 2 lipca: „Plony zbóż w tym roku zapowiadają się na ogół dobrze, ale żniwa, jak wszystko wskazuje, nie będą łatwe.(...) Niektóre kombajny i snopowiązałki czekają na naprawę. SKR obsługujący gm. Kowalewo Pom. nie ma wyremontowanych trzech pras do słomy. Trzeba wymienić aparaty wiążące, a o nowe bezskutecznie zabiega się w Bydgoszczy, Sępólnie, Iławie, Toruniu i Płocku. Nigdzie nie można też kupić dwóch pasów transmisyjnych i sit do dwóch młocarni. Nagminnie brakuje opon do ciągników i przyczep, podobnie jest z dętkami, odczuwa się deficyt akumulatorów do kombajnów, bywają trudności z zaopatrzeniem w części do snopowiązałek”.
Nieco później „Gazeta Pomorska” informowała, że „w sklepach zaczyna brakować kos, wyprzedano już zapasy na cały rok”. Rolnicy narzekali, że obecne kosy, produkowane wyłącznie przez... Fabrykę Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej, są złej jakości, ciężkie i źle wyważone, przehartowane albo niedohartowane i za krótkie (50-60 cm). Podobno stare, jeszcze przewojenne kosy metrowej długości, były dużo lepsze. Na rynku nie było również osełek do ostrzenia kos ani wideł. W kraju nikt ich już nie produkował, a import wstrzymano.
Jak każdego roku do pomocy ruszyło wojsko, młodzież, delegowani pracownicy zakładów przemysłowych. Jednak tego roku kampanię żniwną usunęły szybko w cień wydarzenia w stoczniach na Wybrzeżu.
Warto wiedzieć
Kiełbasa i sznurek
Permanentny brak sznurka do snopowiązałek towarzyszył polskim żniwom aż do 1990 r. Sznurek produkowany był z sizalu, rośliny tropikalnej, trzeba było więc go importować, głównie z Indii i Brazylii, na co nigdy nie wystarczało dewiz. Przez wszystkie lata PRL nie udało się rozwiązać tego problemu. Dopiero w latach 90. XX w. po zastosowaniu do produkcji sznurka z polipropylenu, z importera staliśmy się eksporterem sznurka.
Najtrudniej było w latach 80. XX w. Przed żniwami w 1982 r. ogłoszono, że zapas sznurka pokryje zapotrzebowanie w 60-65 proc. Dlatego sprzedaż indywidualna miała być reglamentowana. W gminach miały być tworzone listy kolejkowe uprawnionych, a rozdziałem mieli zająć naczelnicy. Pewną nadzieję wiązano z podjęciem produkcji sznurka przez toruńską „Elanę”. W GS Rypin sprzedawano sznurek tylko rolnikom posiadającym snopowiązałki, po kłębku na hektar zboża. Racjonaliści z ośrodka postępu rolniczego w Zarzeczewie pod Włocławkiem, aby zaoszczędzić sznurek, postanowili zastosować do zbioru słomy zamiast kombajnów... sieczkarnie.
W tym samym roku wprowadzono na czas żniw specjalne kartki zaopatrzeniowe dla rolników na zakup 2 kg konserw mięsnych oraz... butów gumowych. Jak stwierdzały specjalne wojskowe grupy operacyjne, w wiejskich sklepach brakowało herbaty, kawy zbożowej i wód gazowanych z powodu... niedostatku kapsli.