Pogoda w lipcu nas nie rozpieszczała, nie było tygodnia, w którym by nie padało. Okazuje się jednak, że to, co dla jednych jest zmorą, innym może przynieść zyski.
Nie tylko właściciele kurortów klną na złą pogodę. U nas lipiec okazał się także wyjątkowo pechowym miesiącem dla osób żyjących z turystyki. Strat nie odnotowały bydgoskie hotele, w których zatrzymują się głównie goście biznesowi, ale powody do zmartwień mieli dzierżawcy lokalnych kąpielisk.
<!** Image 2 align=none alt="Image 176460" sub="W lipcu w sklepach samoopalacze schodziły jak ciepłe bułeczki. Wbrew pozorom, nie brakowało też kupujących olejki do opalania. Na zdjęciu pani Maria z drogerii „Sekret Urody” prezentuje najbardziej popularne marki. Fot. Tadeusz Pawłowski">
- Oczywiście, że pogoda odbiła się na zarobkach. Słoneczne dni można było policzyć na palcach. W zeszłym miesiącu było u nas dziesięć, jeśli nie piętnaście razy mniej klientów niż zwykle. Większe zainteresowanie odnotowaliśmy w maju - mówi Andrzej Szkupiński, kierownik ośrodka w Chmielnikach.
Straty w ubiegłym miesiącu ponieśli również sprzedawcy klimatyzatorów i wiatraków.
- Zeszły sezon był dla nas o wiele lepszy, bo był upał. W lipcu było niewielkie zainteresowanie takim sprzętem. W czerwcu było znacznie lepiej. Wystarczyło kilka dni upału, by wszystko zeszło w jednej chwili. Nawet przenośna klimatyzacja, która do najtańszych nie należy - usłyszeliśmy w Castoramie.
<!** reklama>
Na spadek obrotów narzekają także handlowcy, wystawiający swe towary na świeżym powietrzu. Pani Halina sprzedaje ubrania na targowisku na Błoniu. Jak mówi, w lipcu nie wiodło się jej najlepiej.
- Mamy, co prawda, zadaszenie, ale jak pada, to mało komu chce się wyjść z domu na rynek. Latem sprzedaję głównie t-shirty i krótkie spodenki, ale przy takiej pogodzie nie mają wzięcia, więc wyłożyłam też kurtki przeciwdeszczowe - pokazuje towar.
Wydawać by się mogło, że przez nieustanne opady, ogrodnicy zaoszczędzili na podlewaniu. Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że w lipcu miasto zapłaciło więcej niż zwykle za utrzymanie zieleni.
- Natura kieruje się swoimi prawami. Na podlewanie faktycznie wydaliśmy w tym miesiącu mniej niż zwykle, jednak gdy cały czas jest ciepło i wilgotno, rozwijają się chwasty. Także trawa rośnie jak oszalała i trzeba ją było znacznie częściej przycinać. Odchwaszczanie i przycinanie krzewów pochłania więcej pieniędzy niż podlewanie - mówi Hanna Pawlikowska, zastępczyni dyrektora Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Urzędu Miasta.
Podczas gdy jedni notowali straty, innym zła aura napędzała klientów. Wczasowicze, którzy wrócili z deszczowych wakacji, próbują poprawić sobie urodę i letnią opaliznę odwiedzając solaria. - W lipcu odwiedziło nas dużo więcej osób niż zwykle. Wiele z nich wprost mówiło, że to przez deszcz i brak słońca. Część wróciła z wakacji bez opalenizny i chciała to u nas nadrobić - mówi Iza Chojnacka z Solar Studio na Błoniu.
Na braku słońca zarobiły też drogerie. - Nie mieliśmy problemów ze sprzedażą kremów do opalania. Ludzie cały czas je kupowali, w nadziei, że pogoda się poprawi. Sprzedaliśmy za to dużo samoopalaczy. Gdy nie ma słońca, sprzedają się u nas najlepiej - wyjaśnia Anna Mikulska z drogerii „Sekret Urody” przy Zygmunta Augusta.
Choć branża turystyczna za deszczem nie przepada, bydgoskie biura podróży nie narzekają na brak zainteresowania. - Gdy pada, mamy znacznie większe zainteresowanie wycieczkami. Mimo że w tej chwili nie mamy żadnej wyjątkowej promocji, brakuje już miejsc w niektórych krajach. Ekspresowo sprzedają się nawet wyjazdy do Tunezji, Egiptu czy Grecji - mówi Aneta Jelonek z Biura Podróży „Itaka”.
Na złą pogodę specjalnie nie narzekają również pracownicy myjni samochodowych. - Deszczowe dni to nie jest dla nas wielki problem. Zdarza się, że kiedy pada, klientów jest mniej, ale jeśli z kolei spadnie duży deszcz, to na drugi dzień przyjeżdża do nas więcej aut - mówi pan Ireneusz z myjni przy ulicy Kijowskiej.
Także bydgoscy taksówkarze wolą deszczową pogodę od żaru lejącego się z nieba. - Kiedy jest upał, kierowcy są wykończeni. Zwłaszcza gdy przez dłuższy czas muszą stać na postoju w nagrzanym samochodzie. Przyjemniej im się jeździ, kiedy jest chłodniej. Taksówkarze lubią deszczową pogodę ze względu na większe zarobki. Kiedy rano pada i musimy iść do pracy, chętniej zadzwonimy po taksówkę, by nie zmoknąć - mówi pani Justyna z Express Radio Taxi.
Inaczej na deszcz patrzą natomiast właściciele ogródków piwnych na Starym Rynku.- Gdy jest mokro i chłodno, bydgoszczanie chętniej wchodzą do środka lokalu, ale to ogródki przyciągają najwięcej klientów. Wiadomo, że w czasie niepogody mniej przyjemnie siedzi się na zewnątrz - mówi pani Agnieszka z pubu „Amsterdam”.