Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto nie tęskni za fajnymi ludźmi?

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
To nie jest tak, że w postrzeganiu świata gwiazd i celebrytów napędzają nas tylko zjadliwości i wredota. Tak naprawdę lubimy też lubić ludzi.

Tęsknimy wręcz za taką ikoną fajnej gwiazdy i fajnego człowieka. Anna Przybylska była właśnie takim fenomenem. Lubiła ją Polska cała, a jej śmierć ludzie autentycznie przeżyli. Ba, nawet tabloidy, z którymi wojowała, stuliły uszy po sobie, bo nawet ci najbardziej oddani czytelnicy, miłujący krwiste ploty, nie wybaczyliby im najmniejszego chamstwa.

Anna Przybylska stała się dla naszej kultury pop kimś niezwykłym, choć robiła wszystko wbrew wszelkim popkulturalnym przykazaniom. Przecież gdy w apogeum kariery związała się z Jarosławem Bieniukiem i stwierdziła, że najważniejsza będzie dla niej rola matki i żony, powinna zniknąć z mediów. Urodziła trójkę dzieci, wyjechała ze swoim facetem do Turcji na parę lat, bo tam dostał kontrakt - wydawać by się mogło, że w świecie pop czeka ją albo niebyt, albo rola wyszydzanego przykładu zmarnowanej szansy.

I co? I okazało się, że ludzie kochają panią Anię jeszcze bardziej. Kiedy zachorowała, postanowiła pójść inną drogą, niż parę znanych gwiazd i nie chorować publicznie. Uszanowano to i pokochano ją jeszcze bardziej. Kiedy wypowiedziała wojnę paparazzim, włażącym buciorami w jej intymne życie, obawiałem się, że stanie się tabloidowym czarnym ludem, antybohaterką, niszczoną cynicznymi zagrywkami. Tyle, że ten mroczny światek nie zaryzykował, bo musiałby uderzyć w sympatię wielu ludzi. A pani Ania pokazała wszystkim gwiazdkom, że można żyć bez „ustawek” i robienia z siebie błazna. I nagle okazało się, że mamy piękną kobietę, która mądrze się wypowiada, nie mizdrzy się, jest szczęśliwą matką i partnerką ukochanego faceta. Że mamy gwiazdę, która w niczym nie przypomina tych wszystkich dziwadeł, zaludniających naszą kulturę pop. I dlatego moment jej odejścia stał się wszechpolską trauma, a takie występy, jak nieszczęsnego onkologa z Gdańska, to zupełny margines.

Ale mi jest szkoda pani Anny też jako aktorki. Bo role w odcinkowcach dały jej ogromną popularność, ale w filmie trafiała na produkcje średnie. Niestety, bo była aktorką, którą widz intuicyjnie lubił, a to wielki kapitał. Nie wiem, może ten monodram o jej życiu, który podobno dla niej powstawał, byłby dziełem wspominanym przez lata? Tego już się nie dowiemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!