<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >No cóż, zaczęły się romanse. Znowu. Ale przecież zawsze rozkwitają wtedy, kiedy nadchodzą wybory i trzeba lud nieco otumanić. Politycy zaczynają wówczas flirtować z ludźmi kultury, i tej wysokiej, i tej bardziej pop. I teraz też oglądamy te amory, a człowiek zastanawia się nad tym, jakim cudem to wciąż działa na publikę?
<!** reklama>Ale działa, więc każda partia stara się mieć większego gwiazdora jako wspieracza. Albo w komitecie honorowym, albo na listach. Parę dni temu cnotę stracił nawet Jerzy Stuhr, ze swoim wsparciem dla Obywateli do Senatu. Co to wszystko daje politykom? Odprysk popularności idola i demonstrację siły jednocześnie.
Najmniej, niestety, daje to wyborcom. No bo co na przykład wniosła do polityki Polska Partia Przyjaciół Piwa, złożona w dużej mierze z ówczesnych celebrytów, w rodzaju Janusza Rewińskiego czy Krzysztofa Ibisza? A co wnieśli politycy - sportowe superlegendy, jak Grzegorz Lato czy Roman Kosecki? A jak wpłynął na losy narodu pan Zulu Gula? Klasę pokazał tylko Krzysztof Cugowski, swego czasu senator, który dał dyla przed końcem kadencji, gdy stwierdził, że to kpiny.
Bo, niestety, z ludźmi, którzy są znani, mamy jako wyborcy problem. Lubimy ich albo podziwiamy, szalejemy za nimi, albo cenimy ich warsztat artystyczny. I te wszystkie nasze sympatie przenosimy na wybory polityczne, choć sensu to nie ma wielkiego, bo, mówiąc szczerze, zarówno gwiazdka muzyki pop, jak i bardzo wybitny aktor najczęściej w temacie politykowania to cieniutcy amatorzy. I jedynym, którzy korzystają z ich zaangażowania, są politycy.
Ostatnio jeszcze modniejsze od kandydowania jest zresztą demonstracyjne popieranie. I to oczywiście ma dla niektórych gwiazd sens, bo znalezienie się na takiej liście nobliwych popieraczy daje prestiż i gębę człowieka głębokiego i zaangażowanego. Któż nie chciałby znaleźć się w reprezentacji PO, obok Andrzeja Wajdy, Wisławy Szymborskiej i Agnieszki Holland? Albo zademonstrować na rzecz PiS u boku Jerzego Zelnika i Jarosława Marii Rymkiewicza? Inni też walczą, SLD wspiera dzielnie nawet sam Hans Kloss, czyli Stanisław Mikulski. Bruner na razie milczy, ale przecież wiadomo, że na pewno miał kogoś w Wehrmachcie... Mam tylko nadzieję, że niektóre z takich gwiazd nie będą potem pytane o zdanie w jakiejś politycznej kwestii, bo opowiadanych przez nie dyrdymał i naiwności nie daje się słuchać.
W każdym razie przykład idzie w Polskę. W ostatnich wyborach samorządowych w Krakowie Jacek Majchrowski atakował Alicją Bachledą-Curuś, a Stanisław Kracik odpowiadał mu Krzysztofem Hołowczycem. U nas w regionie też wyciąga się lokalnych celebrytów, a że Krakowem nie jesteśmy, to nawet bardzo lokalnych. Jeszcze chwilka i poppolityka zejdzie do gmin. Mam więc radę dla wójtów - trzeba zacząć hodować sobie jakieś gwiazdki.